Do strony głównej

Komunizm wobec Idei Europy - Pułapka Symulacji

WITOLD MARCISZEWSKI

Warto w dyskusji politycznej odświeżyć gatunek literacki zwany pamfletem. Jest to - według encyklopedycznej definicji - utwór publicystyczny będący demaskatorską i ośmieszająca krytyką konkretnej osobistości lub określonych zjawisk życia społecznego i politycznego. Od paszkwilu różni się on tym, że nie zawiera oszczerstw ani obelg, lecz stara się o oddanie prawdy. Czyni to jednak inaczej niż w studium naukowym: nie kryje osobistego zaangażowania autora, a w technice opisu faktów nie cofa się przed eksponowaniem tego, co jest w opisywanej rzeczywistości obiektywnie śmieszne.

Aby ukonkretnić myśl obecnego pamfletu, przytoczę na wstępie własną obserwację, jaki był stosunek do idei Europy u ekspertów od polityki zagranicznej w PRL. Przed rokiem 1980 miałem na Wydziale Historii w UW wykład monograficzny o jedności europejskiej, historii tej idei i jej koneksji filozoficznych, do czego też zgromadziłem odpowiednie notatki. Liczyłem, że czas sposobny do ich publikacji przyjdzie kiedyś w wyniku faryzejskiego deklarowania się PRL-u po stronie współpracy europejskiej (KBWE etc.). Był to rodzaj pułapki zmuszającej do symulowania nastawień proeuropejskich, pomimo ich sprzeczności z czystą ideą komunizmu.

Uznałem, że czas taki nadszedł po sierpniu 1980 i zaniosłem swój tekst, pod ostrożnym tytułem Filozoficzne aspekty europeizmu do redakcji miesięcznika "Sprawy Międzynarodowe", bedącego organem MSZ wydawanym przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. Pouczający był fakt, że kolegium redakcyjne przez kilka miesięcy odkładało decyzję, deliberując nad polityczną wymową tekstu. Ukazał się on wreszcie w sierpniu 1981, co by zapewne nie nastąpiło, gdyby nie był to w PZPR rok rozluźnienia -- skutek sierpnia 1980.

Co takiego było w tym tekście, że pomimo nieobecności w nim aktualnej polityki i pomimo wzniosłych deklaracji partii i rządu wokół KBWE, opukiwano go tak starannie? Otóż, nawiązując do zawrotnej popularności w Polsce Jana Pawła II po jego niedawnym (wówczas) wyborze i kluczowej w jego myśli idei ekumenizmu, w centrum rozważań umieściłem pojęcie idea "ekumenizmu europejskiego". Był to skrót na tyle pojemny, by dobrze pomieścić treść preambuły do "Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie" (Helsinki 1975), reprezentowaną przez następujący (zacytowany w tamtym artykule) fragment.

Państwa uczestniczące (...) pomne ich wspólnej historii i uznając, że istnienie elementów wspólnych w ich tradycjach i wartościach może dopomóc im w rozwijaniu wzajemnych stosunków, i pragnąc poszukiwać, przy pełnym uwzględnieniu różnorodności i odrębności ich stanowisk i poglądów, możliwości zjednoczenia wysiłków w celu przezwyciężenia nieufności i zwiększenia zaufania, rozwiązywania problemów, które je dzielą, i rozwijania współpracy w interesie ludzkości (...) uchwaliły [tu następuje deklaracja zasad określających wzajemne stosunki sygnatariuszy].
Były to najśmielsze, najbardziej antyreżimowe sformułowania, jakie znalazły się w tym artykule -- tylko na prawach cytatu. Tekst pochodzący ode mnie samego był znacznie łagodniejszy, a więc niepokój rzeczników MSZ w redakcji budziły słowa dokumentu podpisanego przez rząd PRL na konferencji zwołanej, jakby nie było, z inicjatywy dyplomatycznej Kremla.

Teraz wyobraźmy sobie, że sam Lenin wstawszy z mauzoleum w roku 1975 udał się incognito do Helsinek, by podpatrywać KBWE przez dziurkę od klucza. Gdyby był tego dnia w nastroju optymistycznym, zacierałby ręce i mruczał pod nosem.

"Brawo, towarzysze, tak trzeba kołować burżujów. Niech dadzą nowe kapitały na współpracę, a za to my zbudujemy jeszcze lepsze rakiety, jeszcze silniejsze głowice, i na zawsze wytrzebimy kapitalistów ze świata, zaprowadzimy panowanie zwycięskiego proletariatu."

Gdyby jednak nawiedziła go rano chandra i miał skłonności pesymistyczne, mógłby się poważnie zatroskać.

"Jakże to? Takie kapitulanckie słowa w ustach bolszewika? Co za gadanie o wspólnych wartościach? Nie ma wspólnych! Ideały są tylko po naszej stronie, my jedni chcemy dobra ludzkości czyli proletariatu (resztę i tak należy zlikwidować). Co znaczy "uwzględnianie różnorodności poglądów"? Czyżbyśmy mieli się zobowiązać, że nie będziemy rozstrzeliwać tych, co nie popierają aktualnej linii partii? No nie, nikt rozsądny nie będzie się krępował świstkiem papieru. Ale ... jeżeli ktoś zacytuje te słowa publicznie, a towarzysze nie będą dość czujni by go zlikwidować zawczasu, to elementy nieuświadomione, lub nawet kontrrewolucyjne, zaczną się dopominać jakiegoś "pluralizmu" i innych bzdur. Czy nie grozi to zatraceniem jedynie słusznej linii?"
Ci, którzy nie uczęszczali na wykłady "jedynie naukowego światopoglądu", obowiązujące niegdyś na wszystkich kierunkach studiów, mogą odebrać powyższe streszczenie myśli Lenina jako nieco groteskowe. Aby pokazać, że jest ono wierne, przedstawmy marksizm bardziej systematycznie, co da się zrobić w jednym akapicie; wszak siła masowego oddziaływania doktryny marksistowskiej brała się m.in. ze zwięzłości jej katechizmu.
  1. Istnieje jedynie materia, czyli byt (jako że nic innego nie jest bytem).
  2. Byt określa świadomość, co znaczy, że jest ona tylko wytworem bytu (tj. materii).
  3. Byt rozwija się przez zmiany powstające z walki przeciwieństw, a odpowiednio do tego rozwija się świadomość.
  4. W historii społeczeństwa bytem są stosunki produkcji zwane bazą, wyznaczające kolejne fazy ustrojowe: niewolnictwo, feudalizm, kapitalizm, socjalizm (a po nim wersja udoskonalona i ostateczna - komunizm). Ich sekwencja pokrywa się z postępem społecznym.
  5. Wytworem czyli nadbudową stosunków produkcji jest świadomość społeczna w postaci moralności, filozofii, nauki, sztuki, państwa, prawa etc.
  6. Produkowanie dóbr prowadzi do powstania dwóch klas w ten sposób, że jednak klasa produkuje, a druga zabiera jej produkty pracy, zostawiając tylko to, co niezbędne dla minimum egzystencji. Każda z antagonistycznych klas, jako będaca w skrajnie odmiennym stosunku do produkcji (czyli bytu) uzyskuje diametralnie odmienną świadomość (nadbudowę); stąd niemożność współistnienia filozofii, sztuki etc. proletariackiej z burżuazyjną.
  7. Ostatnia faza rozwoju przynosząca powszechny dobrobyt i wolność, wymaga zmiany stosunków produkcji z kapitalistycznych na socjalistyczne (upaństwowienie, centralne planowanie, egalitarna dystrybucja, etc.). Skutkuje to zanikiem klasy kapitalistów, społeczeństwem bezklasowym i ustaniem walki klas, a nawet zanikiem państwa, które staje się zbędne (wcześniej służyło ono jako narzędzie zapewniające klasie panującej możliwość wyzysku).

Miał więc rację Lenin ze stworzonej tu ad hoc anegdoty, gdy nie dopuszczał, by deklaracja współistnienia, a nawet przyjaznej współpracy społeczeństwa burżuazyjnego z komunistycznym, na zasadzie jakiejś idei europejskiej, mogła być czymś innym niż tylko podstępem ze strony komunistów (w pełni uzasadnionym przez moralność walki klas).

Tu jednak zaczyna się pułapka symulacji. Można udawać myśli, chęci i zamiary, których się nie ma. Ale jak udawać obiecane zachowania, których nie ma zamiaru się realizować, udawać jednak trzeba, by zachować bodaj trochę wiarogodności u partnerów? Wiarogodności potrzebnej na przyszłość choćby dla zawierania nowych korzystnych umów. Czy można udawać np. zwrot pożyczki, niczego nie zwracając i nie tracąc przy tym wiarogodności? Albo udawać, że nie likwiduje się dysydentów a de facto ich likwidować, gdy już istnieje, w wyniku podpisanej umowy, jakaś kontrola międzynarodowa (podobnie jak kontrola eksplozji jądrowych).

ZSRR, gdy wdał się w pakty, chociażby jałtańskie, to nie mógł ich nie dotrzymać generalnie. Minimalizował ich wykonanie np. w ten sposób, że w Polsce odbyły sie przyrzeczone wybory (rok 1947), ale zostały sfałszowane (z wydatną pomocą ekspertów radzieckich). Takie udawanie, nawet gdy osiąga swój skutek, osiąga go tylko częściowo, bo trzeba odjąć koszty, których by nie było, gdyby niczego nie trzeba było udawać. Podobnie miała sie rzecz z paktami z sierpnia 1980. A gdy idzie o stosunek komunistów do idei współpracy europejskiej, jednym ze zdarzeń o znaczących konsekwencjach była KBWE. Innym - zaciąganie kredytów, siłą rzeczy dające uprawnienia wierzycielom.

Podsumujmy. Z punktu widzenia teorii marksistowskiej nie ma żadnych wspólnych interesów ani wspólnych wartości. Gdy idzie o interesy, jest to gra o sumie zerowej, tzn. zysk którejkolwiek ze stron jest stratą drugiej. Tak uczy dialektyka walki klas. Gdy idzie o wartości, też nie ma żadnych punktów stycznych, jedne bowiem należą do świadomości kapitalistycznej, inne do socjalistycznej, a są one jak ogień i woda. Te aksjomaty teoretyczne komuniści nieustannie naruszali w praktyce, pod naciskiem czynników koniunkturalnych. To musiało prowadzić do erozji przekonań ideologicznych w ich własnej świadomości.

Była to erozja wszechstronna, powodowana przede wszystkim przez klęski gospodarcze, drastycznie zaprzeczające ideologicznej teorii, ale nie mała w niej też rola owych gestów fałszywej ugodowości czy kooperacyjności w takich sytuacjach, w których prawdziwy bolszewik sięga po rewolwer. Duża część tych manewrów zwodzących odbywała się pod hasłem współpracy europejskiej. Stanowiło to hasło ostrożną adaptację idei Europy w sensie wąskim, kończącej się wtedy na Łabie, do pojęcia Europy rozszerzonej, siegającej po Ural; ta wizja, rzucona przez de Gaulla, nie mogła być całkiem odrzucona na Kremlu lecz wzięcie jej za dobrą monetę nie mogło obyć się bez kosztów. Tak więc, poczuwszy się krajem europejskim - w sensie nie tylko geograficznym - Związek Radziecki zapłacił za tę nobilitację koniecznością jakiegoś respektowania europejskich standardów. A przynajmniej udawania, iż je respektuje. Ta śliska droga, niegodna bolszewickiej pryncypialności, miala niemaly wpływ na oblicze Gorbaczowowskiej pierestrojki. A co z niej wyszło, to już wiemy. Takie były dla komunizmu historyczne skutki owej próby symulowania europeizmu.

Do początku strony