Do spisu treści nr 3'97


Kurier Polityczny
5 Marzec 1997

 
Jak polityczna jest ,,Polityka''?


,,Jak?'' znaczy ,,w jakim stopniu?'' oraz ,,w jaki sposób?''. Cecha polityczności jest stopniowalna. Jedne pisma mają ją w stopniu bliskim zerowego, inne są u góry skali. Że ,,Polityka'' znajduje się na samej górze świadczy nie tylko tytuł, choć jest i on wymowny, wyrażający intencje jej twórców.

Ale bardziej niż nazwa i zamiary lokuje ,,Politykę'' na szczycie polityczności jej historia. Początek pisma wiąże się z likwidacją ,,Po prostu'', faktem o szczególnej politycznej doniosłości.

Kariera ,,Po prostu'' była przejawem rozżarzenia uczuć obywatelskich w Polsce w latach 1955-57 (do dziś jego odblask znajdujemy w publicystyce Stefana Bratkowskiego, jednego z liderów ,,Po prostu''). Brał się ten żar z nadziei na odzyskanie przez kraj jakiejś autonomii (jeśli nie suwerenności) i na znaczącą naprawę ustroju. Tej nadziei nie mogło dłużej tolerować kierownictwo partyjne, zlikwidowało więc dwa jej ogniska - tygodnik ,,Po prostu'' i klub ,,Krzywego Koła''.

Tyle jednak rozumiało kierownictwo, że jeśli powstanie po tamtych fenomenach kompletna próżnia, sytuacja nadal będzie niebezpieczna. Aby więc jakoś sobie poradzić z polityczną gorączką, utworzono pismo ,,Polityka''. Dlaczego pierwszym redaktorem stał się Stefan Żółkiewski, można odtworzyć z ówczesnych okoliczności.

Oto umysły rozwichrzone przez niesforną młodzież, która opacznie zrozumiała socjalizm, uładzi teraz pionier marksizmu w Polsce, jego intelektualny lider (stąd przez Kisiela zwany hetmanem), wielce zasłużony dla jego akceptacji przez intelektualistów pod koniec lat czterdziestych. A sprawdził się w tej roli jako redaktor ,,Kuźnicy'', która w imię ortodoksyjnie markistowskiej lewicy ostro dawała w tamtych latach odpór mniej ortodoksyjnemu ,,Odrodzeniu''. Ten scenariusz zdawał się niektórym, widać, do powtórzenia, tym razem w wersji: ,,Polityka'' przeciw dewiacjom kręgów ,,Po prostu''.

Powtórzyć się nie mógł z tego oczywistego powodu, który stary dialektyk Heraklit wyraził powiedzeniem ,,nie wstąpisz dwa razy do tej samej rzeki'. W Żółkiewskim poczynał zanikać bojowy marksista z ,,Kuźnicy'', tak że w marcu 1968, choć członek KC PZPR znalazł się na czele protestu przeciw partii (towarzysząc nawet studentom polonistyki w strajku okupacyjnym). Stawał się wtedy od nowa liderem polskiej humanistyki, teoretykiem jej podstaw filozoficznych, ale tym razem z gruntu odmiennych niż marksistowskie (gdy była mowa o takich zakrętach myślowych, kwitował to sentencją, że tylko krowa nie zmienia poglądów). Ta dygresja o pierwszym redaktorze ,,Polityki'' może wyjaśni od strony psychologicznej, dlaczego był on w tej roli tak krótko, co okazało się potem mieć doniosłe skutki.

Dzięki jego odejściu nastał w roli redaktora Mieczysław Rakowski. Za jego czasów ukształtował się właściwy ,,Polityce'' styl informacji i publicystyki. Cały zanurzony w życie polityczne, odegrał Rakowski w dziejach PZPR i PRL rolę, którą można już chyba, mimo krótkiego dystansu, nazwać historyczną. Zaangażowanie to jednak nie wciągało tygodnika w bieżące rozgrywki (co doceniono w telewizyjnej ,,Rozmowie dnia'' z udziałem Mieczysława Rakowskiego, Jana Bijaka i Jerzego Baczyńskiego, WOT, 27 lutego, 1997). Dzięki temu mógł on mieć udział w długotrwałym trendzie ku temu, co dziś bez ogródek określamy jako wolny rynek i demokrację. Przypominało to trochę tę intelektualną pracę od podstaw, którą doradzał Friedrich Hayek tym, co chcieli trwale i n długi dystans wpływać na bieg polityki.

Był to liberalizm wielce ograniczony, na miarę stanu świadomości autorów i możliwości ekspresji (blokowanej cenzurą) w danym okresie. Z perspektywy czasu wydaje się on dobrze wówczas dawkowany, co nie musi być wyłącznie zasługą pisma, ale i tego sprytu historii, o którym piszemy w innym okolicznościowym tekście.

W dziejach ,,Polityki'' początkiem biegu na długi polityczny dystans był się artykuł Rakowskiego pt. Dobry fachowiec, ale bezpartyjny. Przełamywał on PRL-owskie tabu, że tylko legitymacja partyjna daje prawo do udziału w życiu publicznym. Torował drogę pomyśleniu, że wiedza fachowa może być właściwszą od ideologii podstawą do decyzji ekonomicznych. Dla kogoś, kto był przekonany, że importowany z ZSRR ustrój musi się załamać pod ciężarem własnej głupoty, artykuł ten zapowiadał początek końca.

A było już blisko do końca u schyłku lat 80-tych, gdy znajdując w ,,Polityce'' wypowiedzi Tadeusza Wilczka (później ministra przemysłu w rządzie Rakowskiego), człowiek nie dowierzał własnym oczom. Dziwne było, że tak wolnorynkowo mógł myślec członek PZPR (gdzie wiernośc ideałom marksizmu?), a jeszcze dziwniejsze, że takie teksty mógł strawić cenzor. Był to niezawodny znak czasu, ze kończy się socjalizm, a zaczyna normalność.

Tak to ,,Polityka'' była barometrem tego, co działo się w lobby reformatorskim PZPR, a więc instrumentem, który trafnie zapowiadał mającą nadejść pogodę.


URL - http://www.pip.com.pl/kp-uw/

Do początku strony