Do spisu treści nr 4'97


Kurier Polityczny
30 Kwietnia 1997





,,Kurier'' po trzech kwartałach

Podsumowanie Eksperymentu

Są to refleksje mające zamknąć pewien okres doświadczeń z ,,Kurierem'' i postawić pytanie o ciąg dalszy. Zanim się je postawi, trzeba przywołać kilka faktów na temat sposobów robienia pisma w Internecie.

Jeden sposób polega na reprodukowaniu w Internecie zawartości tradycyjnej gazety . Można wątpić, czy w każdym przypadku ma to sens, ale w niektórych zapewne ma (na przykład polskie pismo szerzej dociera tą drogą do rodaków za granicą).

Inny sposób polega na tworzeniu pisma, które nie ma tradycyjnego, drukarskiego, odpowiednika, ale od strony redakcyjnej robione jest na wzór tradycyjny. Obniża to kolosalnie koszty, daje swobodę modyfikowania formy, ale ma też oczywiście swą cenę, bo w konkurencji z kategorią poprzednio wymienioną jest się, jako pismo dotąd nieznane, na gorszej pozycji.

Oba te podejścia są naturalne u profesjonalnych dziennikarzy. Ale ,,Kurier Polityczny'' ma inną genezę. Jak to z narodzinami nieraz bywa, narodził się z przypadku. Zaczęli go robić nie dziennikarze, lecz paru (a właściwie para) hobbystów Internetu, ożywionych duchem liberalnym. Mając już nieco doświadczenia w robieniu stron internetowych oraz odpowiednie wyposażenie, powiedzieli sobie - jak w refrenie piosenki Młynarskiego - ,,panowie, róbmy swoje''.

Oczywiście, człowiek rozsądny nie będzie myślał, że pismo polityczne mogą robić osobnicy nie będący z zawodu politykami ani dziennikarzami, o ile nie dołączą do nich zawodowcy. Obiecujące było w tym względzie pierwsze spotkanie z Unią Wolności, które przyniosło w wyniku (1) błogosławieństwo Szefa, (2) zapowiedź, że za miesiąc Biuro Krajowe będzie mieć dostęp do Internetu, (3) spostrzeżenie, że Biuro Prasowe UW ma czterech pracowników i ani jednej gazety.

To ostatnie było bardzo obiecujące. Skoro dwójka amatorów, na marginesie swej pracy zawodowej, może robić wydajnie strony internetowe, to cóż to będzie za potęga po dołączeniu czterech fachowców na pełnym etacie! I przy tylu świetnych piórach i nazwiskach Unii Wolności!

Element przypadku, który zakpił z tego zamysłu polega na tym, że do tej pory Centrala Unii nie ma dostępu do Internetu, co blokuje internetową współpracę. Unia zdaje się uspokajać tym, że w Krakowie wydawany jest internetowo biuletyn organizacyjny partii. Oczywiście, wewnętrzny biuletyn z anonimowymi komunikatami, to nie to samo, co forum, na którym wybitni politycy przemawiają do narodu i pozyskują go dla swych idei. Ale to jest nasz pogląd, nie muszą go podzielać inni.

Pomińmy opowieść, jakiej weryfikacji (czy raczej falsyfikacji) uległy punkty 1 i 3. Dość, że ,,Kurier'', już rozpędzony w wyniku początkowych nadziei, miał toczyć się dalej bez spodziewanego silnika i paliwa. To był przypadek, który godzi się nazwać szczęśliwym. Tak bowiem powstał eksperyment, z którego płyną ważne, ciekawe, wnioski.


Wniosek Pierwszy. Najpotrzebniejsze jest takie pismo internetowe, które obywa się prawie bez własnych artykułów i autorów (chyba, że ma się możność pozyskania autorów najwyższej klasy). Udostępnia natomiast najlepsze istniejące w Internecie teksty wedle kryterium wyboru dyktowanego linią programową pisma.

Dobrym na to przykładem jest odczyt Miltona Friedmana zamieszczony w numerze 3, 1996, będący sugestywnym streszczeniem jego głównych tez (ściśle biorąc, zyskalismy doń prawo ,,druku'', ale gdyby się to nie udało, zostałby zrobiony link). Może to dawać silniejsze oddziaływanie na świadomość niż teksty pisane na zamówienie redakcji, pokazuje bowiem pozycję i siłę danego poglądu na ogólnoświatowym rynku idei (siła np. Friedmana jest nie tylko w wadze argumentów i nagrodzie Nobla, lecz także w sukcesie gospodarczym jego autorstwa).

Wniosek drugi. Minimum własnych tekstów w tego rodzaju piśmie sprowadza się do dwóch małych form: felieton i link komentowany (do drugie jest nazwą całkiem nowego obiektu, stąd trzeba było wymyśleć nowe określenie). Felieton ma poddawać i wzmacniać, by tak rzec, tonację myślową pisma; tak czynią niektóre teksty z cyklów ,,Recenzujemy na gorąco'' i ,,Caeterum censeo''. W tej tonacji ma być odbierana cała pozostała zawartość.

Link komentowany to forma wręcz mikroskopijna: kilka wierszy towarzyszących odpowiednio zaświetlonej nazwie tekstu, do którego daje się internetowe przejście, tak czyniąc z niego składnik budowanego przez redakcję hipertekstu. W tych wierszach ma się podać najkrócej treść podłączonego tekstu, powód, dla którego się go tak wyróżnia i jego miejsce w kontekście danego numeru. Wielką rolę tego rodzaju internetowych komentarzy podnosi Umberto Eco w felietonie ,,Neonazizm w Internecie. Zalety dobrze pomyślanego przeglądu'' -- zob. Trzecie zapiski na pudełku od zapałek, wyd. ,,Historia i Sztuka'' 1997; informujemy o nich na innym miejscu tego numeru.

Wniosek trzeci. Tak pomyślane pismo wymaga znalezienia odpowiedniej formy redakcyjnej i wypracowania procedur komputerowych dla jej realizowania. Forma, do której doszedł ,,Kurier'' po pierwszym okresie robionych ,,po omacku'' składanek, polega na stosowaniu jakby ,,trójwymiarowej'' tabeli wprowadzającej w treść danego numeru, a zarazem w najważniejsze elementy numerów poprzednich. To ostatnie czyni lewa, wąska, kolumna tabeli. Prawa, szeroka, kolumna stanowi aktualny spis treści dostarczający, z natury rzeczy, linków do odpowiednich pozycji wewnątrz numeru. Są to więc linki wewnętrzne i zarazem komentowane.

Linki wiodące na zewnątrz, tj. do innych siedzib (sites) internetowych najlepiej się mieszczą w ,,trzecim wymiarze'' tabeli symulowanym w ten sposób, że w szeroką kolumnę tabeli wmontowuje się, korzystając z możliwości róznicowania kolorem, dodatkową tabelę. Tego typu tabela może służyć i do innych celów, zwłaszcza do zapowiedzi redakcyjnych (wtedy odzorowuje ona przyszłość, podczas gdy reszta szerokiej kolumny dotyczy teraźniejszości, zaś wąska kulumna - przeszłości).

Co do proceduralnej kuchni, to przykładowo odnotujmy, że efektywność, tempo i niezawodność pracy redakcyjnej zależą od optymalizacji rozwiązań software'ych (np. pewna kombinacja MS Windows i DOSu z Unixem), od przemyślanego nazewnictwa plików, struktury katalogów itp. Co się tyczy strony plastycznej, ważną jest rzeczą ekonomizacja: nie obciążać tekstu wielobajtową grafiką, a za to intensywnie ,,grać'' na rozmaitości fontów i kolorów, nie niosącej dodatkowych obciążeń.


Nie są to wszystkie doświadczenia z tych ekperymentalnych miesięcy. Inne pozwalają na oszacowanie nakładów czasu i pieniędzy, jeszcze inne są doświadczeniami z kontekstu społecznego. Należy do nich spostrzeżenie, że zestaw umiejętności potrzebny do tworzenia ,,Kuriera'' okazał się dość unikalny, stąd trudno było o partnerów i wspólpracowników. Zwłaszcza, gdy się okazywało, że w tym zestawie mieści się gotowość do pracy bez honorariów.

Ostatniemu z wymienionych czynników nie można odmówić racjonalności. Każdy ma prawo mieć hobby, ale żadne hobby, także to polegające na pracy społecznej, nie jest obowiązkowe. Z drugiej strony, impreza mająca się cechować trwałością i regularnością, a taką jest każde czasopismo, nie może się opierać jedynie na zapałach jednej czy dwóch osób. Wtedy gotowa się załamać choćby z powodu grypy redaktora.

Tak więc, po tym okresie ekperymentalnym pismo staje przed koniecznością poszerzenia zespołu, co musi się wiązać z kosztami. Będzie więc istnieć nadal tylko wtedy, gdy stanie za nim odpowiednio można instytucja, dostrzegająca w nim środek do realizacji swych własnych celów. Warunkiem koniecznym jej znalezienia jest określenie kierunku poszukiwań.

Profil, ktorego dorobił się ,,Kurier'' w okresie pierwszej młodości wyznacza dwa możliwe kierunki. Jeden byłby związany z tytułowym określeniem się politycznym na pozycjach liberalnych, drugi z tematyką roli nauki dla polityki, która ta tematyka stawała się coraz bardziej dominująca (m.in. przez cykl ,,caeterum censeo'').

Gdyby pójść w pierwszym z tych kierunków, to - teoretycznie rzecz biorąc - nadal idealnym kandydatem jest Unia Wolności. Nie wydaje się jednak, byśmy tu mieli do czynienia z ideałem gotowym ,,sięgnąć bruku''. Na przykład, skłonić pracowników Biura Prasowego do nauczenia się HTML, Unixa etc, czy też wyasygnować gotówkę na opłaty internetowe. Ale nie można wykluczać pewnego zwrotu w myśleniu Unii. Nie skreślamy więc tej ewentualności.

Kierunek na tematykę podstaw bezpieczeństwa i pomyślności państwa, jakimi są badania naukowe, miałby właściwego partnera w Ministerstwie Edukacji czy Komitecie Badań Naukowych. Oczywiście, rutyna działania instytucji trudna jest do pogodzenia z taką jak obecna prywatną inicjatywą, która statecznym urzędnikom może się wydać ekstrawagancka. To nie powód jednak, by rezygnować z prób.

Uznawszy, że pora podjąć starania w jednym lub drugim kierunku, na czas ich trwania zaprzestajemy pracy nad ,,Kurierem''. A powód jest taki. Dopóki nie ma pewności, czy nastąpi kontynuacja (już z odpowiednim zapleczem społecznym i finansowym), a przy tym jest tak jak właśnie jest, że eksperyment doczekał się jakichś wyników, co nadaje mu sens niezależnie od dalszego ciągu, to jest rozsądne się wstrzymać z kolejnymi numerami. I tak z nastaniem maja ,,Kurier'' udaje się na wczesny letni urlop.

Jeśli ,,Kurier'' ustabilizuje sie w nowych warunkach, nie będzie to już pólko eksperymentalne, ale pełnokrwiste pismo. A jeśli się to nie uda? Wtedy stanie się wspomnieniem pionierskiej wyprawy, jakiej się nigdy nie żałuje, niezależnie od tego, dokąd się zaszło.

Redakcja


Do początku strony

Do spisu treści nr 4'97
URL - http://www.pip.com.pl/kp-uw/