UWAGANiniejszy tekst ma charakter wstępnego szkicu i z tego względu nie nadaje się do kopiowania i linkowania. Udostępniam go w tej formie z intencją poddania krytycznej dyskusji, pomocnej w kontynuacji tego tematu. Miejscem na uwagi dyskusyjne jest blog "Polemiki i Rozmówki". --- WM, 12 marca 2012.
calculemus
Cafe Aleph: Dynamika
Cywilizacji, 2012
Polemiki i Rozmówki
Są to strofki z kpiarskiego utworu Tadeusza Boya
Żeleńskiego pt.
"Pieśń o ziemi naszej". Owa ziemia to Galicja, a zwłaszcza Kraków, z
przełomu wieków 19-go i 20-go. Należała ta część kraju do monarchii
austriackiej, która w sferze kultury pozwalała na dużą autonomię
zamieszkującym ją narodom. W Krakowie owocowalo to ożywieniem prądów
artystycznych, zwłaszcza tej rodzimej odmiany modernizmu, która się nazwała
Młodą Polską. Artyści młodopolscy popadali niekiedy w manierę apoteozowania
sztuki jako najwyższej emanacji ludzkiego ducha, co wiązało się z pogardą
dla życia mieszczańskiego, przesiąkniętego - w ich opinii - praktycznym
materializmem (uwalniały się zeń czasem małżonki mieszczan, dostępując
artystycznych wtajemniczeń w romansach z artystami). W tym klimacie wykluło
się rozumiemie kultury jako sfery wyłącznie duchowej, a w niej wysokim
priorytem cieszyła się tzw. czysta sztuka.
Tamtą atmosferę umysłową i emocjonalną wybornie oddaje
ów wiersz ze "Słówek" Boya. Co ciekawe, i dla naszych rozważań
szczególnie znaczące, ta galicyjska (by tak rzec) koncepcja kultury nie
przeminęła z tamtym czasem. Do dziś brzmi jej echo wśród polskiej
inteligencji humanistycznej. Jako wzniosły wytwór Ducha przeciwstawia się
ona prozie fabryki, sklepu, laboratorium chemicznego czy prawniczej
kancelarii. Tak jak u Boya:
Przejawy takiego pojmowania kultury (choć nie tak
egzaltowane jak te wyśmiewane przez Boya) można wyśledzić, gdy się zapyta
np. studenta Stosunków Międzynarodowych: czy mając wykład o wkładzie Polaków
w kulturę francuską uwzględniłby Marię Skłodowską-Curie? Odpowiedź jest z
reguły przecząca, rozumie się natomiast, że bezsporne są w tym punkcie
zasługi Chopina. Może Skłodowska-Curie miałaby tu szanse, gdyby uprawiała
jakąś czystą teorię, ale że własnymi rękoma coś tam ustawiała w
laboratorium, jest postrzegana jako postać spoza kręgu kultury.
Znaczenie słowa kursujące w potocznym obiegu nie zawsze się pokrywa z jego definicją powstałą w wyniku gruntowniejszej refleksji. Rozbieżność taka występuje też w rozważanym obecnie przypadku; dostrzeże się ją, sięgnąwszy po słownik czy encyklopedię. Z tego bardziej refleksyjnego ujęcia dość dobrze zdaje sprawę polska wikipedia. Czytamy w niej, co następuje. [podkreślenia - WM]
Inną właściwością znaczenia 1 jest komplementarność w stosunku do wąskiego pojęcia kultury; jak tamto ogranicza zakres kultury do wytworów duchowych, tak to ogranicza zakres cywilizacji do wytworów materialnych. Byłoby zatem ułomną konstrukcją pojęciową, jeśliby na użytek naszych rozważań przyjąć te oba zawężone pojęcie, gdyż zabrakłoby wtedy określenia uniwersalnego czyli odnoszącego się do całej dziedziny wytworów ludzkiej twórczości. Jak widać z obu definicji, szeroki zakres mają przy pewnych znaczeniach zarówno termin "cywilizacja" jak i "kultura", nie są one jednak po równi przydatne. Ten drugi stanowczo lepiej się nadaje do roli określenia w pełni uniwersalnego. Raz z tego powodu, że nie ma społeczeństw ludzkich bez swoistej kultury, są natomiast (jak poświadcza druga z definicji w punkcie 2) zbiorowości egzystujące poniżej poziomu cywilizacji. Po drugie, określenie uniwersalne powinno być podatne na podział swego zakresu uniwersalnego nad podzakresy, jeden obejmujący sferę materialną, drugi niematerialną. Pod tym względem "kultura" sprawia się znacznie lepiej. Można naliczyć (dane z Google'a) dziesiątki tysięcy wystąpień w Sieci zwrotów "kultura materialna" i "kultura duchowa", podczas gdy przy słowie "cywilizacja" przydawki te pojawiają się tylko po kilkaset razy. Wraz z tą konkluzją żegnamy się w obecnych rozważaniach z wąską definicją kultury, poświadczoną przez Boya, zamkniętą w kręgu tego jedynie, co "duchem dyszy", bez ogarniania "prozy życia". Nie znaczy to jednak, że ta definicja szeroka jest bezproblematyczna. Enigmatyczne jest w niej pojęcie kultury niematerialnej, i to trzeba będzie wyjaśnić.
Nim się zastanowimy nad wskazaną w tytule różnicą, trzeba z drogi naszych rozważań usunąć dwa mylne mniemania, a na ich miejsce przyjąć przeciwstawne im tezy, obie dotyczące pewnych podobieństw kultury materialnej i niematerialnej; tę drugą dogodniej będzie (bo krócej) nazywać duchową. Oto tezy będące zaprzeczeniami obu rzeczonych mniemań.
Żeby dalej rzecz prowadzić, trzeba sobie uświadomić, bodaj przykładowo, co mieści się w sferze kultury duchowej. Nie ma powodu, by śladem młodopolskiej cyganerii ograniczać tę sferę do twórczości artystycznej. Klasa niematerialnych wytworów kultury obejmuje min. wymienione niżej działy - z tym zastrzeżeniem, że w każdym punkcie chodzi o wytwory obecne w komunikacji społecznej, a więc zawsze zakodowane w jakimś materialnym nośniku, dostępnym dla poznania zmysłowego dowolnych uczestników kultury. Teoria, którą ma w głowie jedynie jej twórca, nie przekazana nikomu w mowie lub piśmie, nie jest produktem kulturowym. To samo dotyczy wierzeń religijnych i pozostałych punktów z poniższej listy:
Oto racje przemawiające za tezą A. Materialność należy do istoty kultury, na równi z jej aspektem twórczym, gdyż jest nieodzowna dla komunikacji społecznej. Gdy kompozytorowi zabrzmi w wyobraźni melodia, to jest to twór jego ducha, ale jeszcze nie twór kulturowy. Stanie się nim dopiero wtedy, gdy się zmaterializuje w dostępnej społecznie partyturze, czy ucieleśni przez słyszalne dla innych zagranie na instrumencie. To samo dotyczy teorii naukowej czy pomysłu wynalazczego. Teoria musi zostać spisana lub przynajmniej komuś opowiedziana, żeby weszła w sferę kultury, a wynalazek czyli dzieło techniki musi być przynajmniej opisany, jak tego wymaga urząd patentowy. Wierzenia religijne, z kolei, są zapisane w księgach i manisfestowane w obrzędach. Kodeksy praw wypełniają grube tomy na regałach kancelarii prawniczych. Nie ma więc ani jednego wytworu duchowego, który by nie miał aspektu materialnego. Tezę B uzasadnia fakt, że u korzeni każdego tworu kulturowego jest zawsze jakiś pomysł. Jest akt twórczy, który nie może się wyłonić ani ze zwierzęcego instynktu ani z nabytej rutyny. Nie ma znaczenia, czy jest to pomysł na rzeźbę, symfonię, twierdzenie Pitagorasa, teorię grawitacji, na żarówkę, szczepionkę, samolot itd. Nie da się powiedzieć, gdzie jest większe natężenie duchowej twórczości, nie ono więc różnicuje całość kultury na sferę materialną i duchową. Co ją w takim razie różnicuje, skoro każdy twór kultury duchowej musi być przez twórcę zanurzony w materii, a każdy twór kultury materialnej wymaga twórczości będącej sprawą ducha? Żeby znaleźć tę charakterystyczną różnicę, trzeba podejść do zagadnienia od zupełnie innej strony. Nie od strony twórcy kultury, lecz jej odbiorcy, mianowicie od jego potrzeb, które zaspokaja jeden lub drugi typ kultury. Te są liczne i różnorodne, lecz po chwili zastanowienia okażą się one wszystkie sprowadzalne do dwóch podstawowych. I te odpowiadają dwom rozważanym tutaj sferom kultury. Czego potrzebuje organizm, żeby się utrzymać przy życiu? Tylko dwóch dóbr: energii i informacji. Organizmy zwierzęce rozwiązują jeden i drugi problem za pomocą wykształconych przez ewolucję organów, i to wystarcza na ich stosunkowo skromne, ściśle zdefiniowane przez ewolucję potrzeby. Fenomen natomiast człowieka na tym polega, że jego apetyt na informację i energię jest wprost nieograniczony. I zdobywa on wciąż nowe środki na jego zaspokojenie. Całokształt tych środków to kultura. Spójrzmy na kilka najdawniejszych wynalazków: krzesanie ognia słuzy dostarczeniu energii cieplnej, ubieranie się w skóry i budowa domostw zachowaniu tejże energii. A łuk do polowania na zwierza, socha do spulchniania ziemi, dzban do przechowywania żywności - to narzędzia do zdobycia lub zabezpieczenia ukrytej w pokarmach energii chemicznej, by mogły zachodzić w ciele procesy metabolizmu - przemiany materii w energię. Pierwszym dostawcą energii jest słońce, te ją przetwarzają na materię tkanek rośliny, którą się niami pożywią i w swych organach przetworzą na energię zwierzęta. Konstruuje człowiek także maszyny obrabiające materię, żeby dary przyrody przetwarzać na pokarmy, ubrania, domy, a więc znowu dla pomnożenia dostaw energii. Gdy ludzie pożądają więcej owych dóbr energotwórczych niż mogą sami wytworzyć, jedni budują łodzie, by się przemieszczać w wyprawach handlowych, inni kują miecze dla wypraw łupieskich. Wymyślają też lekarstwa, by pomagały organizmowi przedłużać procesy przetwarzania energii, słabnące z powodu chorób. Na szczycie tych osiągnięć są podukujące energię silniki. Tak ciągnąc tę litanię osiągnięć ludzkiego ducha, dostaniemy opis gigantycznej dziedziny kultury. Byłoby trafnie określić ją mianem energetycznej, ale mając na uwadze równoważność energii i materii, możemy zaakceptować utarte już na dobre określenie: kultura materialna. A teraz inna opowieść. Pradawny myśliwy podpatruje zwyczaje zwierząt, by je skutecznie zwabić w pułapkę lub pokonać na polowaniu. Tak pozyskuje wiedzę czyli informację. Gdy ją przekazuje towarzyszom, powstaje element kultury ze sfery informacji. W obliczu groźnych tajemnic przyrody radzi sobie człowiek próbując je zrozumieć przez opowieści mityczne. A gdy ogląda swe dłonie, nie tylko zauważa kształt palców, lecz także to, że jest ich tyle samo w każdej z dłoni, i nawiedza go w natchnieniu idea równoliczności zbiorów, matka pojęcia liczby, potężnego filaru informatycznego w gmachu cywilizacji. Tak dochodzą kolejne cegiełki gmachu wiedzy czyli informacji. Jego budowa zaczęła się z narodzinami mowy, a niebotyczne szczyty osiągnął on w czasach, gdy nasze przyrządy i myśl matematyczna pozwalają nam postrzegać powstawanie wszechświata. Tak się kształtuje jeden nurt kultury, dla której stosowne byłoby miano "informacyjna" czy "informatyczna", ale nie jest też bez podstaw tradycyjne określenie: duchowa. To dopiero jeden rozdział opowieści o kulturze duchowej. Drugi wiąże się z innym, choć pokrewnym, znaczeniem słowa "informacja". W jednym znaczeniu "informacja" to wiadomość prawdziwa, ale w innym, to wiadomość jakakolwiek, mogąca się nie potwierdzić, jak w powiedzeniu "informacje CIA o tajnej broni Husajna okazały się błędne". Ciekawy jest przypadek, gdy mamy na uwadze informacji aspekt ilościowy, mówiąc np. że dany tekst ma sto kilobajtów informacji. Tak powiadając, nie przejmujemy się kwestią, czy zdania tego tekstu są prawdziwe; tego wcale się od informacji w tym drugim sensie nie wymaga. Przy pierwszym sensie informacja zaspokaja potrzebę prawdy, w drugim - zapotrzebowanie na dużą porcję bodźców, a to drugie się realizuje nie przez długość tekstu, ale przez niezwykłość treści, np. jej sensacyjność. Dawka informacji jest tym większa, im bardziej niespodziewana, czyli im mniej prawdopodobna, jest wiadomość. Jest to fundamentalna idea matematycznej teorii informacji Claude Shannona. Matematycznej dlatego, że opiera się na dziale matematyki, jakim jest teoria prawdopodobieństwa; definiuje się w niej informację jako pewną funkcję odwrotną prawdopodobieństwa, które dotyczy zajścia takiego a takiego zdarzenia. Głód tak pojętej informacji ma uwarunkowania biologiczne, choć nie w biologii zasilania energetycznego, lecz w mózgowej biologii zasilania informacyjnego. O jego funkcji biologicznej zaświadczają przypadki ekstremalne, np. bardzo długie przebywanie w przestrzeni kosmicznej, gdy zabójcza monotonia powoduje jakby "martwicę" organizmu. Z tej kategorii stanów jest kara więzienna, której dotkliwością jest nie tylko ograniczenie wolności lecz także ograniczenie bodźcującego dopływu informacji. Nie przypadkiem żądania ludu rzymskiego pod adresem władz sprowadzały się to tych dwóch słów: "panem et circenses" (chleba i igrzysk). Głód igrzysk, czyli zdarzeń niecodziennych, mocno bodźcujących, przejawia się i dziś w podnieceniu na meczach, oglądaniu horrorów, lekturze prasy brukowej, uprawianiu sportów ekstremalnych, poszukiwaniu przygód. Na wielką część tego zapotrzebowania odpowiada literatura piękna czy to dzięki egzotyce fabuły, czy dzięki wnikliwym obserwacjom, na które sami byśmy nie wpadli, sa więc dla nas czymś niespodziewanym, czyli wysoce informacyjnym. Wiersz zmyślnie zrymowany niesie więcej informacji niż opowiedzenie tego samego prozą, gdyż zaskakuje zestawieniami dźwięków. Malarstwo dostarcza strumienia informacji oczom, muzyka słuchowi, a ma też coś do powiedzenia smakoszom sztuka kulinarna. c. d. n. |