Jan Kozlowski Slowo wstepne do dyskusji na temat "Biologia i teologia wobec ewolucji i natury czlowieka" Gdy myslimy o granicach nauki, przychodza nam do glowy przede wszystkim problemy techniczne, takie jak koniecznosc zbudowania akceleratora, ktory bylby wiekszy od Ziemi, albo uzycia mocy obliczeniowych tak wielkich, ze konstruktorzy komputera trafiliby na ograniczenia wynikajace z budowy materii. Tak wytyczone granice poznania wynikaja z ekstrapolacji obecnego stanu nauki w przyszlosc, nie sa wiec z natury rzeczy ani precyzyjne, ani do konca wiarygodne. Istnieje jednak inna granica nauki, nauki w sensie angielskiego "science", z ktora przywyklismy juz zyc: popperowska linia demarkacyjna miedzy tym, co nauka w sensie "science" jest i tym co nauka nie jest, a wiec miedzy tym co falsyfikowalne i niefalsyfikowalne. Nie dla wszystkich granica ta musi miec jednakowe znaczenie. Mozna dzialac z dala od niej, zarowno po jednej jak i drugiej stronie. Mozna uprawiac nauke i nie zadawac sobie metafizycznych pytan. Mozna tez zajmowac sie roznymi nienaukowymi aktywnosciami i nauka sie nie interesowac. Istnieje jednak duza grupa ludzi, ktorych nie zadawala przebywanie tylko po jednej stronie linii demarkacyjnej. Dla grupy tej nie jest bez znaczenia charakter granicy: czy jest ona pokojowa i umozliwia robienie indywidualnych wycieczek lub pielgrzymek, czy tez jest to linia dzielaca dwie wrogie strony, gdzie co chwile moze wybuchnac mniej czy bardziej lokalny konflikt. Od linii o tym drugim charakterze lepiej trzymac sie z daleka, o ile nie ma sie awanturniczej natury. Choc wiekszosc z nas chcialaby, zeby popperowska linia demarkacyjna miedzy nauka i teologia byla granica pokoju, jest to ciagle trudny do osiagniecia ideal. Winy za incydenty lub tez w przeszlosci otwarte wojny leza po obu stronach. Naukowcy przekraczaja swe kompetencje, usilujac udowodnic, ze nie ma Boga. Dobrym przykladem moze byc tu Richard Dawkins w swej ksiazce "slepy zegarmistrz". Ksiazka ta podobno zostala zrecenzowana przez BBC w mniej wiecej nastepujacy sposob: "Dawkins usiluje przekonac czytelnika przy pomocy swego komputera MacIntosh, ze Boga nie ma". Przekroczenie kompetencji polega na tym, ze Darwin podal mechanizm, dzieki ktoremu ingerencja Boga w stwarzanie kazdego z osobna gatunku nie jest niezbedna. Nie jest to jednak bynajmniej dowod nieistnienia Boga. Zapomina sie ponadto, ze zaproponowany przez Darwina mechanizm ewolucji jest wysoce niedeterministyczny, nie prowadzi zatem do konkretnej historii swiata ozywionego, a zwlaszcza historii uwienczonej powstaniem i dominacja czlowieka. Co stochastyczne dla czlowieka nie jest stochastyczne dla Boga. Jesli zatem zadawala nas jakakolwiek historia swiata a powstanie czlowieka, obiektu badajacego te historie, uznamy za czysto przypadkowe, to obecnosc i ingerencja Boga sa calkowicie zbedne. Kazda jednostka ludzka ma prawo w to wierzyc. Kazda jednostka ludzka ma jednak takze prawo wierzyc, ze Bog tak sterowal procesami z naukowego punktu widzenia stochastycznymi, by powstal czlowiek na Jego obraz i podobienstwo, czyli posiadajacy swiadomosc, wolna wole i zdolnosc decydowania co jest dobre, a co zle. Wybor jednej z tych opcji znajduje sie juz po innej stronie linii demarkacyjnej niz nauka. Linia demarkacyjna bywa tez, a przede wszystkim bywala, atakowana z drugiej strony, ze strony religii. Przypuszczam, ze bierze sie to stad, ze teologiczna wizja swiata i jego historii musi byc przedstawiana na tle jakichs konkretnych obrazow przyrodniczych. W sposob naturalny uzywa sie tla przyrodniczego obowiazujacego w danej epoce. Chociaz religia chrzescijanska najlepiej chyba z wszystkich wielkich religii swiata odroznia sacrum od profanum, to i tak moze wystapic tendencja do jej angazowania sie w konkretne teorie naukowe. Przykladem z odleglej przeszlosci moze byc stanowcze opowiedzenie sie Kosciola po stronie teorii geocentrycznej. Obecnie byloby to niemozliwe, a nawet po setkach lat Kosciol ustami Jana Pawla II zdobyl sie na przeprosiny. Ciagle jednak teolodzy sympatyzuja z pewnymi teoriami naukowymi. Odnosze wrazenie, ze teologii bliska jest teoria wielkiego wybuchu, bo pieknie moze byc interpretowana jako akt stworczy Boga. Bezpieczniej byloby jednak, by teolodzy zachowali tu pelna neutralnosc, bo a nuz teoria wielkiego wybuchu nie przetrzyma proby czasu, lub, co bardziej prawdopodobne, zebrane zostana dowody, ze to nie byl poczatek. Odnioslem rowniez wrazenie sympatii dla rzekomego potwierdzenia metodami genetyki molekularnej, ze wszyscy pochodzimy od jednej kobiety, nazwanej oczywiscie Ewa nawet w czasopismach naukowych. Wnioski te byly absolutnie falszywe od samego poczatku, bo wyciagniete zostaly na podstawie badan mitochondrialnego DNA, ktore dziedziczy sie tylko po linii matczynej, a wiec tak jak w przypadku organizmow klonalnych. Wprawdzie mitochondria obecnej populacji ludzkiej moga pochodzic z przyczyn losowych od jednego przodka, ale w miedzyczasie wiele tysiecy razy krzyzowac sie jadrowy material genetyczny pochodzacy od wielu przodkow. Inny sposob niedozwolonego przekraczania linii demarkacyjnej od strony teologii to proba takiego nasladownictwa metod czy jezyka nauki, ktore w gorzej przygotowanych umyslach prowadzi do zatarcia samej linii. Najbardziej jaskrawym choc nie jedynym przykladem jest apologetyka. Uprawianie apologetyki odeszlo juz chyba calkowicie do przeszlosci, jednak na tyle niedawno, ze nie mozna tego zjawiska traktowac w kategoriach wylacznie historycznych. Proba udowadniania przez teologow istnienia Boga byla takim samym naduzyciem, jak proba udowadniania przez naukowcow, ze Boga nie ma. Istnieje pewien szczegolnie zapalny odcinek linii demarkacyjnej. Rzecz nie dotyczy juz spraw drugorzednych, takich jak pozycja miejsca zamieszkania czlowieka, sposob stworzenia swiata, czy nawet sposob stworzenia czlowieka. Rzecz dotyczy natury ludzkiej. Nagromadza sie coraz wiecej dowodow na to, ze ewolucja czlowieka niczym specjalnym nie wyrozniala sie, przynajmniej poczatkowo, od ewolucji innych gatunkow ssakow naczelnych. W miare poznawania zachowan czlowieka i zachowan zwierzat wiele roznic musialo byc przekwalifikowanych z jakosciowych do ilosciowych. Ponadto przyroda juz od jakiegos czasu przestala byc dla nas wzorem idealnego postepowania. Pelno w niej mordow, kazirodztwa, dzieciobojstwa, aborcji, oszustwa, bezwzglednosci. Choc zdarza sie w niej altruizm, ograniczenie agresji czy przestrzeganie regul, zjawiska takie sa na pewno rzadsze niz u ludzi. Istnieja dojrzale teorie biologiczne wyjasniajace, dlaczego altruizm i egoizm moga i powinny wspolwystepowac w przyrodzie, nawet u tego samego gatunku. Teorie te wskazuja ponadto, ze swiat idealny nie tylko nie istnieje, ale nigdy nie mogl istniec. Zastanawianie sie jednak, czy przyroda jest moralna czy nie, wydaje sie zajeciem calkowicie jalowym. Pojecie moralnosci ma sie po prostu nijak do przyrody. Odroznianie dobra i zla, jest byc moze jedyna jakosciowa roznica miedzy czlowiekiem i innymi gatunkami zwierzat. Teologia musi sobie jakos z tym problemem poradzic. Nie warto liczyc na to, ze biologia jeszcze nie wszystko odkryla, ze moze cos sie zmieni w pogladach na te sprawy, ze moze da sie przeczekac. Zasadnicza zmiana pogladow biologii w kwestii ewolucji natury czlowieka jest rownie prawdopodobna jak powrot do geocentryzmu. Gdybym mial sie osmielic doradzac cokolwiek teologom, to doradzalbym powrot do zrodel, do Pisma. Trzeba je przeczytac dokladnie jeszcze raz, ignorujac wszelkie pozniejsze interpretacje, majac natomiast w pamieci biologiczne fakty, z ktorymi Ksiega Rodzaju nie moze byc sprzeczna. Moze przy interpretacji wydarzen, ktore zaszly w raju, warto polozyc mniejszy nacisk na fakt nieposluszenstwa, a wiekszy na to, z jakiego drzewa zakazany owoc zostal zjedzony: z drzewa poznania dobra i zla. Utrata raju to pewnie nie wieczna i dziedziczna kara za nieposluszenstwo, co byloby zreszta sprzeczne z nieskonczona dobrocia Boga, lecz prosta konsekwencja wziecia na siebie ciezaru odpowiedzialnosci za ocene, co jest dobre a co zle, a wiec poczatek pelnego, choc byc moze przedwczesnego, czlowieczenstwa. Rozwoj swiadomosci oznacza tez koniec niesmiertelnosci czlowieka, gdyz niesmiertelnosc genow realizowana poprzez bezwzgledny imperatyw rozmnazania przestala juz wystarczac. Przeczytalem w okresie Wielkiej Nocy jeszcze raz Ksiege Rodzaju. Szukalem odwolan do idealnego czlowieka i historii jego upadku. Znalazlem, ale tylko w odnosnikach. Ksiega Rodzaju to natomiast pasjonujaca historia nawiazywania przyjazni miedzy Bogiem i czlowiekiem, czlowiekiem bynajmniej nie idealnym, ale stajacym sie coraz lepszym. Te zmiany zachodzace stopniowo w narodzie wybranym sa spojne z prawami biologii. Zmiany w zachowaniu przedstawicieli narodu wybranego mozna wytlumaczyc poczatkowo w znacznym stopniu doborem krewniaczym: w przeciwienstwie do wielu otaczajacych ludow Abraham, Izaak i Jakub zyli w niewielkich koczowniczych szczepach dosc silnie zimbredowanych. Czesc ich potomkow zakladala odrebne szczepy. Ewolucja zachowan szczepow narodu wybranego odbywala sie tez pod znacznym wplywem doboru odwzajemnionego, o ktory znacznie latwiej wsrod nomadow, u ktorych do dzis gromadzenie przyjazni bardziej zwieksza szanse przetrwania niz gromadzenie dobr materialnych. Altruizm odwzajemniony miesci sie w granicach regul wyznaczanych przez biologie. Altruizm odwzajemniony i proba unikania niepotrzebnych konfliktow przybieraja stopniowo forme bardziej sformalizowana, gdy zawiera sie przymierza i co wazniejsze przestrzega je. To prowadzi stopniowo do powstania prawa, bez ktorego utrzymanie stosunkowo wysokiego poziomu etycznego w duzej juz i slabo spokrewnionej grupie ludzi byloby niemozliwe. Rozwoj systemu etycznego narodu wybranego bylby niemozliwy bez Boga, w dodatku Boga podobnego do Jahwe, a wiec prawego, wyrozumialego i rownoczesnie wymagajscego, tak roznego od wiekszosci kaprysnych bostw poganskich, charakteryzujacych sie zwykle ludzkimi wadami spotegowanymi do boskiego wymiaru. Nie ma przy tym najmniejszego znaczenia, czy Bog ten istnial naprawde, czy tez byl wytworem umyslu, jak to sugeruje czesc biologow, znow przekraczajac linie demarkacyjna (chyba, ze rozwazaja oni taka mozliwosc jako alternatywe, bez opowiadania sie po ktorejs stronie). Jest kwestia wiary, ktora z tych dwoch mozliwosci miala miejsce. Pomyslnosc narodu wybranego nie musiala wynikac z bezposredniej ingerencji Boga, lecz z wyzszego niz u otaczajacych ludow stanu etycznego, charakteryzujacego sie przewaga wspolpracy nad egoizmem. Uklady oparte na kooperacji sa bardziej wydajne, jednak najczesciej, choc nie zawsze, sa one eliminowane w przyrodzie, gdyz jako ewolucyjnie niestabilne ulegaja wyparciu przez uklady zdominowane przez zachowania realizujace interes jednostki. System spoleczno-religijny ksztaltujacy sie w narodzie wybranym czynil uklady oparte na altruizmie i wspolpracy, a pozniej na przestrzeganiu prawa, bardziej stabilnymi. O ile dobrze pamietam, Ewangelia rowniez nie odwoluje sie do idealnego czlowieka z raju i jego upadku. Po prostu bierze ona za punkt wyjscia niedoskonalego czlowieka i stara sie go udoskonalic przez dodanie do przestrzegania prawa jakze waznego nowego elementu - milosci. Idealnego rajskiego czlowieka i jego upadek lansuje dopiero sw. Pawel. Z racji swego dobrego wyksztalcenia musial on znac filozofie platonska. Poniewaz wszyscy tesknimy za stanem idealnym, jego interpretacja znalazla podatny grunt i szybko stala sie obowiazujaca. Wydaje mi sie, ze istnieje mozliwosc pogodzenia teologii i biologii rowniez w drazliwej kwestii natury ludzkiej. Potrzebna jest jednak ogromna praca dla pogodzenia teologicznej wizji historii czlowieka z coraz pelniej wylaniajacym sie obrazem biologicznym. Praca ta musi byc wykonana glownie przez teologow. Biolodzy nie maja marginesu swobody, gdyz musza przestrzegac regul metodologicznych wymaganych po stronie linii demarkacyjnej, po ktorej pracuja. Moga oni jedynie przekazywac odkrycia biologii w sposob zrozumialy dla teologow i zainteresowanego biologia laikatu. Teoretycznie moga tez, choc nie jest to latwe, opozniac pewne zastosowania biologii, ktore maja prawo wzbudzac sprzeciw moralny, takie jak pewne dzialy inzynierii genetycznej czy doswiadczenia nad ludzkimi embrionami. Jesli ta ogromna praca teologow nie zostalaby wykonana, granica miedzy teologia i biologia nie bedzie granica pokoju. Ludzie religijni baliby sie w jeszcze wiekszym stopniu niz dzisiaj zapuszczac na obszar nowoczesnej biologii, by nie utracic wiary. Swa naturalna ciekawosc przyrody (jestesmy wszak jej owocem, nawet jesli zyjemy na betonowej pustyni i w coraz szczelniej otaczajacej nas cyberprzestrzeni) zaspokajac beda przez ogladanie i opisywanie roslin i zwierzat bez glebszej refleksji przyrodniczej. Zas wierzacy biolodzy musieliby zyc obciazeni swiadomoscia, ze ich wiara nie we wszystkim jest zgodna z oficjalnym Magisterium Kosciola. Wierze jednak, ze zostanie uczyniony wysilek, by zapanowal pokoj na calej popperowskiej granicy demarkacyjnej miedzy nauka i teologia, takze na tym szczegolnie zapalnym odcinku dotyczacym ludzkiej natury. Jan Kozlowski Krakow, Poniedzialek Wielkanocny 1996.