Do spisu treści nr 3'96


Kurier Polityczny
Październik - Listopad - Grudzień 1996

  Rok 1918 - Ani z kości, ani z popiołów

Stefan Bratkowski - 10.XI.1996



Odrodzenie Polski po 120 latach niewoli traktowano i w Polsce, i poza nią, jako cud. Feniks odrodził się z popiołów i ukazał się oczom zdumionej Europy, a także - własnych obywateli, od razu w postaci normalnego państwa. Z kłopotami, oczywiście, bo któż ich nie miał w powersalskiej Europie; z trudnymi sąsiadami, ale któż wtedy, pomijając Anglię i Skandynawów, nie miał trudnych sąsiadów; z rozregulowaną, obcą na dobitek walutą, ale cóż dopiero miały mówić Niemcy...

Mit cudu przetrwał do dziś. Podtrzymywali go politycy wszystkich niemal ugrupowań. Podtrzymywali, chcąc nie chcąc, wspaniali mocarze ducha w rodzaju Żeromskiego, serca gorące i płonące; w ślad za nimi inni ludzie pióra, poeci, powieścipisarze i dziennikarze.

Ale prawda była inna. I nader pouczająca.

Na dwa lata przed końcem pierwszej wojny światowej w okupowanej przez Niemców Warszawie prowadzono kursy dla pracowników przyszłej administracji państwa i samorządów. Wydawano podręczniki i fachowe studia. Mieliśmy zresztą świetnych prawników, wykształconych na państwowości Austro-Węgier; mieliśmy znakomitych specjalistów od skarbowości, których poprzednicy bywali ministrami rządu Austro-Węgier; znali schorzenia austriackiej biurokracji, wiedzieli, czego będzie trzeba unikać w przyszłej wolnej Polsce.

Skąd wiedzieli, że będzie wolna Polska? Nie mogli być jeszcze niczego pewni. Ale zawsze, przez cały okres zaborów polscy fachowcy pracowali dla przyszłości, żeby być gotowi na wypadek wolności. Więc oni też. Nie darowaliby sobie, gdyby niepodległość ich zaskoczyła.

W Warszawie, Lwowie, Kijowie i Petersburgu, kontaktując się poprzez fronty, polscy inżynierowie przygotowywali plany odbudowy infrastruktury technicznej kraju - w czasie, gdy ją wojna, jeszcze w pełnym rozpędzie, niszczyła. W Kijowie Bryła przygotowywał technologie konstrukcji stalowych; w Petersburgu opracowano program odbudowy kolei, uwzględniając nawet poszczególne małe stacyjki. Do Lwowa na tamtejszą Politechnikę starano się ściągnąć ze Szwajcarii słynnego polskiego chemika, Ignacego Mościckiego, by przygotować program rozwoju przemysłu chemicznego w Polsce. W Poznaniu pracowano nad przyszłym polskim systemem bankowym. A mam na swoich półkach całą dokumentację tych wszystkich prac...

Prawda, było co dziedziczyć. Przypomnę - na terenie byłego Królestwa Kongresowego obowiązywał od 1809 roku (dzięki inteligencji Feliksa Łubieńskiego) napoleoński kodeks cywilny i handlowy, w efekcie przez wiek polscy prawnicy swobodnie pisali rozprawy naukowe z tych dziedzin po francusku, a tak dojrzałej pracy o upadłości, jak Bełzy z końca XIX wieku, nikt nigdy później w Polsce nie napisał. Kodeksy handlowe Niemiec i Austrii były późniejsze. Nie mówiąc już o rosyjskim. Późniejsza ekspansja gospodarcza Królestwa w państwie carów opierała się na solidnej bazie intelektualnej.

System hipoteczny, system kredytu hipotecznego mieliśmy najdojrzalszy w Europie (tu go zresztą stworzono). Podręcznika prawa hipotecznego, Dutkiewicza z roku 1850, używano aż po lata 30! Ubezpieczenia rozwinął jeszcze Fryderyk Skarbek ze swoim współpracownikami; dzięki nim polska własność rolna nie poniosła żadnych strat w czasie Powstania Styczniowego. Tak, nie poniosła; straty materialne wyrównały ubezpieczenia. Finansowo powstania robiliśmy za darmo; niepowetowane były natomiast straty w ludziach, którzy zginęli lub odeszli za granicę, bo traciliśmy przede wszystkim najlepszych - fachowców. Ale Polacy dbali, by straty możliwie szybko odrobić.

Inżynieria to było powołanie. Polskie powołanie narodowe. Ignaś Mościcki dlatego wybrał studia chemiczne, by w razie potrzeby robić dobrze bomby i materiały wybuchowe dla przyszłego polskiego powstania. Alfred Zglenicki, ojciec nafty bakińskiej, upamiętnił się wielkim zapisem na korzyść kasy Mianowskiego, która dzięki temu w ostatnich latach przed pierwszą wojną światową dysponowała większymi środkami na rozwój nauki i techniki w Polsce, niż fundacja nagrody Nobla!

No i ludzie... Światowej sławy chemik, Mościcki, wynalazca i milioner szwajcarski; jeden z największych inżynierów świata, konstruktor największych tam Europy, Gabriel Narutowicz; obok nich tacy fenomenalni menedżerowie, jak Piotr Drzewiecki i jego młodszy partner, Czesław Klarner (instalowali swe urządzenia aż nad Pacyfikiem!); finansiści tej miary, co Andrzej Wierzbicki, dziadek naszego zwariowanego felietonisty; długo mógłbym sypać takimi nazwiskami... A przecie jeszcze do tego pionierzy spółdzielczości kredytowej z Wielkopolski, "banki ludowe" ks. Wawrzyniaka, i w Galicji kasy Raiffeisenowskie Stefczyka; po pierwszej wojnie światowej najpotężniejszym polskim bankiem prywatnym był poznański Bank Związku Spółek Zarobkowych!

Punkt startu mieliśmy więc zgoła inny, niż w roku 1989. Politycy, owszem, żarli się, jak i ci dzisiejsi. Endecy tak rozszaleli się w swoim nacjonalizmie, że nawet mądry Stanisław Grabski szczuł przeciw pierwszemu prezydentowi Rzeczpospolitej, o którego sukcesie w wyborach zadecydowały głosy mniejszości narodowych; endek-wariat zastrzelił tego prezydenta, kompromitując endecję na lata. Ale byli i inni endecy. Tacy, którzy demokrację brali serio.

Dziś eksponuje się chorego z zawiści Dmowskiego (który wcale tak polskiej sprawie nie pomógł w Wersalu, bo Prusacy umiejętnie podsuwali Anglikom i Amerykanom dokumentację jego antysemityzmu; Dmowski idei niepodległościowej Piłsudskiego przeciwstawiał... ideę wojny narodowej z Żydami!). Ale endecja to był też Władysław Grabski, twórca polskiej waluty; to był i Stanisław Głąbiński, znakomity prawnik- ekonomista, autor doskonałych podręczników, który razem z PPSem forsował w roku 1920 ustawę o udziale pracowników przemysłu w zyskach. Endecja to byli też światli, twórczy konstytucjonaliści, którzy dyskutowali nad przyszłą polską konstytucją (dokumentem tej dyskusji jest specjalna książka, bo tamte pokolenia starały się, by z każdego wysiłku coś zostało dla innych).

Owszem, dochodziło do tarć towarzyskich między fachowcami z różnych zaborów. Ale nie trzeba ich wyolbrzymiać. Pracowało się dla Polski. Wszystko jedno, czy w przemyśle prywatnym, czy państwowym: młody koncern "Siła i Światło", budujący własną polską energetykę, któremu przewodził Janusz Regulski, wychowanek słynnej niemieckiej AEG, ojciec naszego pioniera samorządu terytorialnego, uważał swe zadania za obowiązek patriotyczny. Wańkowicz opisuje w "Sztafecie", jak Mościcki z Kwiatkowskim stawiali na nogi opustoszałe kompletnie chorzowskie "Azoty", których byli właściciele twierdzili, że im prędzej kaktus na dłoni wyrośnie, niż Polacy uruchomią zakłady. Polacy uruchomili. Błyskawicznie. A Narutowicz jako minister robót publicznych brał pensję równą temu, co płacił swemu woźnemu w swym biurze w Szwajcarii...

Weszliśmy też w niepodległość z gotowym programem budowy polskiej oświaty, kształcenia nauczycieli, ze znakomitymi pionierami ruchu oświatowego. Nie było praktycznie dziedziny, w której musianoby zaczynać od zera. Co więcej, umiano korzystać z cudzych doświadczeń. Nikt nie wymyślał niczego od nowa; badano całe doświadczenie europejskie dla rozwiązań każdego z problemów i opierano się na nim. Dzięki temu nawykowi wchodziliśmy, i to możliwie jak najszybciej, na pułap rozwiązań najnowocześniejszych. Polskie prawo międzywojenne nie raz wyprzedzało dzięki temu Europę - choć startowało z niesłychanie trudnej konieczności godzenia ze sobą czterech różnych systemów prawnych: niemieckiego, austriackiego, francuskiego i rosyjskiego.

Elity były, innymi słowy, gotowe i wysoko motywowane, używając dzisiejszego żargonu psychologów. Brały kraj niebywale zniszczony; nie oszczędzała go ani jedna, ani druga wojująca strona, bo to był kraj cudzy, kraj Polaków, których ani pruskie cesarstwo narodu niemieckiego ani carat nie znosiły. Nie będę przytaczał statystyk tych zniszczeń; dość powiedzieć, że nikt w Europie takich nie poniósł.

Zapłaciliśmy podczas pierwszej światowej straszliwą hekatombę w ludziach. Ale nie z ich kości, ani z popiołów wspomnień powstała Polska. Powstała z przygotowania, wyszła z mądrych głów, urodziła się z pracy.


Do początku strony