Kurier Polityczny
|
O L I T Y C Y
|
Czego się po nich spodziewać?
Porozmawiajmy dziś o takich, co w polityce robią kariery
dzięki brakowi politycznych poglądów. Gatunek to wart przyjrzenia się, gdyż
wiele zależy od tego, ilu i jakich ludzi tego typu wywiera wpływ na sprawy
państwa. Miniony tydzień dał dobrą po temu sposobność. Conajmniej trzy razy
ukazał w świetle reflektorów postać Stanisława Cioska, ujawniając w nim
typowego przedstawiciela tego gatunku.
Przypomnijmy, jak było w telewizji.
Kanapa, na której nasz ,,bohater'' został umieszczony z p. Torańską w
celu konwersacji ma za tło jakąś stertę gratów, z rodzaju tych, jakie
oglądamy czasem na podwórkach póki ich nie zabierze Zakład Oczyszczania
Miasta. Może reporterka trafiła na moment przeprowadzki; ale po co kamera
uporczywie się trzyma tego sztafażu, gdy miejsca w pokoju okazuje się dosyć?
Graciarnia, symbol braku porządku, zdaje się wyrażać zamysł reżyserski.
Chyba ten zamysł, a nie przypadek, każe przerywać każdy wątek i strzec się
konkluzywności. Ma to zapewne imitować wartkość konwersacji, ale jest za tym
może coś więcej. Mianowicie, doktryna dziennikarska, że nie wolno widza
zrażać logicznym wywodem, bo jego inteligencja i koncentracja są tak
ograniczone, że zniechęcony wyłączy telewizor.
Obraz Stanisława Cioska wyłaniający się za sprawą zastosowanej receptury
nie jest może odrażający, ale daleko mu do tego, by wzbudzać respekt czy
zaufanie. Wygląda on na kogoś obdarzonego naturą korka, który zawsze wskoczy
na grzbiet fali. Nie wymagamy od nikogo, by szedł dobrowolnie na dno, ale od
polityka oczekujemy, że będzie on próbował kształtować falę, a nie tylko
poddawać się jej zręcznie, a choćby i wdzięcznie.
Wzruszająca jest, na przykład, opowieść, jak to młody Stanisław Ciosek
na naradzie najwyższego szczebla wygłosił zastrzeżenia przeciw zjednoczeniu
organizacji młodzieżowych; niosło ono - jak wiemy - umasowienie
indoktrynacji ideologicznej. Decydenci, wysłuchawszy tych zastrzeżeń,
postanowili jednak dokonać zjednoczenia, a tow. Cioska postawili na czele
zjednoczonej organizacji. I tak, fala się wzniosła, a on razem z nią. Pani
Torańska nie zająknęła się nawet z pytaniem, dlaczego ów towarzysz się
zgodził, a on nie czuł potrzeby podjęcia tego tematu. Po prostu, lekko sobie
nad nim przeskoczył.
Z zagraconego mieszkania przenosimy się do przestronnych wnętrz gmachu
byłego KC PZPR. Ponieważ tam tow. Ciosek spędzał ważne chwile swego życia,
wybór scenerii dobrze się tłumaczy. Ale konceptowi scenograficznemu zabrakło
politycznego.
Przecież ten fakt, że w gmachu byłego KC PZPR mieści się obecnie GIEŁDA,
nienawidzona i pogardzana przez komunistów, ma wymowę historycznego symbolu.
Wieszcz socjalizmu Julian Tuwim modlił się namiętnie ,,bankierstwo
rozpędź i spraw Panie, by pieniądz w pieniądz nie porastał''. I Pan na
czas jakiś wysłuchał prośby, zabrakło pieniądza i zaciągnięto długi u
kapitalistów. Ale ta Opatrzność działała przez ludzi, którzy panowali z
tego gmachu, nie bez udziału Stanisława Cioska. A teraz, w tymże gmachu
pleni się bankierstwo, owo najobrzydliwsze ,,pieniądza w pieniądz
porastanie''. Co na to Stanisław Ciosek? Czy ma na to jakiś pogląd?
Może to pytanie nie przyszło Pani Torańskiej do głowy. A jeśli przyszło,
to zostało uchylone jako za trudne dla widza, a może zbyt prozaiczne.
Zamiast tej prozy toczy się między dwojgiem podniosła rozmowa o kapłaństwie.
Posterował w tym kierunku on, zaś ona pilnie podąża. Przypomniał o tym, jak
to u Prusa w Faraonie młodego władcę wtajemniczali w politykę
kapłani. I on właśnie, w tym gmachu (prosi się powiedzieć ,,byłej
świątyni'') otrzymał od starszych towarzyszy gruntowne wtajemniczenie w
polityczne arkana. I dlatego - podsumowuje bez fałszywej skromności - czuje
się dobrze przygotowany do profesji polityka.
Weźmy to oświadczenie za dobrą monetę. Istotnie, Stanisław Ciosek wykazał polityczny rozsądek, inteligencję i zręczność, choćby jako negocjator przy Okrągłym stole. Sam fenomen tego stołu nie byłby chyba możliwy gdyby nie był tak znaczący w PZPR ten właśnie rodzaj polityków. Nazywało się ich pragmatykami. Gdyby przez lata 70-te i 80-te zamiast ich pragmatyzmu utrzymał się etos pryncypialności Gomułki, historia potoczyłaby się mniej pomyślnie. Komunizm by upadł, bo nie był już zdolny do życia, ale w jego miejsce mogłaby przyjść anarchia polityczna i nieodwracalna ruina ekonomiczna. Pragmatycy są przeciwieństwem pryncypialistów. Skrajni pryncypialiści - to dogmatycy (był to w swoim czasie termin bardzo nośny). Potrzebna jest jeszcze nazwa dla tej skrajnej odmiany pragmatyków, co nie tylko są wolni od pryncypialności, lecz wolni od jakichkolwiek poglądów politycznych (poza tym, jak rozgrywać własną karierę). Można ich nazwać politykami apolitycznymi. Tę kategorię doskonale reprezentuje ten Stanisław Ciosek, który się wyłania z telewizyjnej rozmowy. On nie został - wyznaje - członkiem partii dlatego, że akceptował jej zasady. Został dlatego, że jako student aktywnie ulepszał życie studenckie, a takich aktywnych partia wyławiała i zapraszała do swych szeregów. Wygląda z jego relacji na to, że nie czuł się podmiotem decyzji, który mógłby zaproszenia nie przyjąć. Cechował go też, jak wyznaje - tym razem w rozmowie Polityki - brak poglądów w sprawach ekonomicznych i to już wtedy, gdy był blisko wierzchołków władzy. Mianowicie, na pytanie redaktora, czy wierzył, że w stanie wojennym, pod osłoną wojska możliwe by były reformy gospodarcze, odpowiada: Ależ panowie, czy mieliśmy wówczas rozwinięte pojęcie i zrozumienie rynku jako warunku reformy gospodarczej? Nie mieliśmy wyobraźni. Jest to skromność rozbrajająca. Potrafi ją docenić niżej podpisany dzięki pewnemu własnemu doświadczeniu. Gdy za wczesnego Gierka można było po raz pierwszy wyjechać prywatnie za granicę, za jedne 150 dolarów zakupione w banku, to udałem się nie gdzie indziej lecz do Londynu. A w Londynie na poczesnym miejscu w marszrucie turystycznej znalazła się siedziba Giełdy. Tam obejrzałem filmy instruktażowe, próbowałem się rozeznać, co dzieje się na giełdowym parkiecie, przywiozłem do kraju darmowe broszury. Nie byłem politykiem. Próbowałem tylko być jako tako rozgarniętym obywatelem.Ale ten poziom świadomości politycznej był - jak się okazuje - poza zasięgiem możliwości S.C. i jego towarzyszy na szczytach ówczesnej władzy. Czy brakło im do tego inteligencji? Na pewno nie! Brakło zainteresowania dla mechanizmów życia politycznego, które definiowałoby się inaczej niż w kategoriach osobistej kariery. W rezultacie, zabrakło poglądów. Uznawszy dobroczynne skutki tego, że politycy apolityczni nie mieli poglądów komunistycznych, trzeba jednak w tej apolityczności dostrzec omen ostrzegawczy. Są powody, by się obawiać, że zabraknie im poglądu i na to, czy Polska ma należeć do Europy, czy do rosyjskiej strefy wpływów. Teraz optują za Europą, bo to jest ta fala, na którą trzeba jak korek wskoczyć, by bujać wysoko na szczeblach władzy. Niech jednak Rosja wzmocni się dostatecznie na to, by od jej poparcia zależały ich kariery, a wtedy korki zaczną się unosić na zupełnie innej fali. Płynie stąd wniosek raczej smutny, że dopóki tacy ludzie będą decydować o kierunkach polskiej polityki, to będzie w interesie naszego kraju niemoc Rosji. To przykre życzyć źle innemu narodowi, przykro nie mieć w nim partnera do korzystnej wpółpracy. Ale jest to mniejsze zło niż ,,powtórka z PRL-u'' - jak nazywa się recenzowany program. Niech ta nazwa będzie impulsem do rozsądnej czujności.
W.Marc.
Prosimy o wypowiedzi na adres: kp-uw@www.pip.com.pl |