Do spisu treści nr 3'96
Światłego Konserwatyzmu
Dziś będzie recenzja pozytywna - w myśl zapowiedzi z Mickiewiczowego
trioletu.
Dotyczy ona eseju Lecha Mażewskiego we wczorajszej Polityce
(2.XI'96, nr 44, s.72)
pt. "Antykwariat na marginesie". Jest w nim passus dotyczący trudnego
pytania o stosunek do PRL. Z rzadką w dyskusjach na ów temat celnością,
Autor wypowiada się z pozycji konserwatysty. Przypomnijmy, że Autor jest
prezesem Instytutu Konserwatywnego im. Edmunda Burke'a - klasyka
angielskiego konserwatyzmu.
Z wielu ważkich tematów poruszonych w artykule, wybieramy ten o PRL-u,
gdyż ukazuje on naocznie swoisty geniusz konserwatyzmu - ten, który u
Burke'a wyraził się w maksymie: Good order is the foundation of all good
things. Istotnie, konserwatysta kocha się w porządku, podczas gdy
rewolucjonista jest szczególnie dobry do "zadymy" (jeśli wolno użyć tak
slangowej metafory). A porządek tego świata polega na Ewolucji;
ewolucjonizm jest właściwie synonimem konserwatyzmu.
Tak dochodzimy do kwestii oceny PRL-u. Spójrzmy na tę formację nie jak
patrzy moralista, a raczej jak paleontolog. Ten nie wybrzydza, powiedzmy, na
gady, lecz pyta o ich rolę jako ogniwa ewolucji. Neandertalczyka nie gani,
że mało urodziwy, lecz ceni za to, że trochę już się posunął w stronę homo
sapiens. Nie jest ta postawa jakimś przesadnie optymistycznym poglądem, lecz
raczej sposobem stawiania pytań, patrzenia na rzeczy, perspektywą w oglądzie
świata. Nie jest ona jedynie możliwą czy jedynie właściwą, lecz trzeba jej
przyznać, że wnosi w myślenie o historii i polityce jakiś spokój i dystans.
Taki dystans znajdujemy w wypowiedzi Mażewskiego.
Dziś nie będziemy mówić i "ach" i "niestety"
Bo nam ciągle narzekać, a wam słuchać zbrzydło.
Współcześni konserwatyści muszą rozpocząć dialog z przeważającą częścią
Polaków, która żyła pod rządami PRL. Dorobek tych ludzi nie może być
przekreślony. [...] Ciągłość dziejów Polski i
ewolucyjne wychodzenie naszego kraju z komunizmu musi być przedmiotem
konserwatywnej afirmacji.
Tak mówi konserwatysta z Instytutu imienia Burke'a. Mówi to w duchu tradycji tworzonej przez wybitnych myślicieli. Jak w porównaniu z tym wygląda polska aktualność polityczna? Widzimy, że od tego punktu widzenia jest odwrócona o całe 180 stopni. Partie konserwatywne w Polsce licytują się wzajemnie w odcinaniu się od owej wizji ewolucjonistycznej. Robią to z taką żarliwościa, z jaką niegdyś lektorzy partyjni potępiali kapitalizm i sanację. No coż, jedni i drudzy biorą się z tego samego nasienia rewolucjonistów.
Czemu jednak nazywają sami siebie konserwatystami? Może z ignorancji? Może z jakichś względów taktycznych? Nie warto się wdawać w takie zagadki psychologiczne. Tym jednak, o co bezwględnie trzeba zadbać, jest dobry porządek pojęciowy. Ten naprawdę - jak mówił Burke - jest podstawą wszelkego innego dobra. A nieporządek jest tym większy, że nie całkiem wyparowało i to rozumienie terminu "konserwatysta", które jeszcze przed kilku laty odnoszono do przedstawicieli tzw. partyjnego betonu, by ich odróżnić od partyjnych reformatorów. Nie w tak ujemnym sensie, ale też z akcentem na hamowanie postępu w swej domenie, bywa Jan Paweł II nazywany konserwatystą.
Gdyby ktoś zapytał, czym wobec tego jest naprawdę konserwatyzm, to trzeba by go odesłać do szkolnego kursu logiki. Tam się dowie, że losem większości słów jest wieloznaczność, z którą trzeba sobie umiejętnie radzić, nie da się jednak naprawić języka na tyle, by temu fatum zapobiec.W sytuacji, gdy znaczna grupa używa, powiedzmy, terminu "prawica" w sensie ideologii nacjonalizmu, inna zaś, też znaczna, w sensie aprobowania gospodarki rynkowej, to nie ma jeszcze takiego trybunału w Hadze czy gdzie indziej, który by decydował, kto ma do tego terminu wyłączne prawo. Ten natomiast, kto go używa, ma obowiązek zdawać sobie sprawę, w jaki sposób sam go rozumie. Ma też wyjaśniać, gdy trzeba, swój sposób rozumienia innym. W takim wyjaśnianiu szczególnie pomaga wprowadzenie przymiotnika, który odróżni nasze rozumienie od innych, będących w kursie, znaczeń danego słowa.
Rozważmy konserwatyzm, którego istotnym składnikiem jest wiara w postęp - ewolucyjny a nie rewolucyjny, zachodzący za sprawą porządkującego świat rozumu. Taki pogląd zasługuje na miano oświeconego konserwatyzmu; można, krócej, nazywać go światłym. Przymiotnik odwołuje się do idei Oświecenia, gdyż tej epoce zawdzięczamy wiarę w szanse ewolucji ku coraz lepszemu porządkowi społecznemu. Nadto, perspektywę ewolucyjną podziela nasz konserwatyzm ze współczesną nauką, a ta się wywodzi ze "światła" rozumu.
To nie definicja jeszcze, a zaledwie jej punkt wyjścia, pewien warunek konieczny. Ale to już wystarcza, by zauważyć, że partie w Polsce mieniące się konserwatywnymi nie składają się bynajmniej z oświeconych konserwatystów. Wiernopoddańczy akces tych partii czy partyjek do Akcji Wyborczej "S" z jej rewolucyjną retoryką nie ma nic wspólnego z konserwatyzmem, nawet i mniej światłym.
Co się bowiem tyczy rozrachunków z PRL, światły konserwatysta wie, że próbowano budować to państwo na absurdalnej utopii. Wie również, że próba udać się nie mogła, bo od pewnego punktu w rozwoju cywilizacji odpiera ona ekonomiczne absurdy jak organizm zarazki. Jego więc opis PRL-u będzie jak opis walki z chorobą, dostrzegający moce, które musiały działać w chorobie, skoro organizm się z niej podniósł. Pytania zaś kto i kiedy był cząstką tych sił, a kto miał udział w infekowaniu, nie da się rozstrzygnąć przez badanie legitymacji partyjnych i sprawowanych funkcji.
O tym mówi dwugłos Mażewskiego i cytowanego przezeń z aprobatą Bronisława Łagowskiego.
Nie widzę przyszłości dla polskiego konserwatyzmu, jeśli nie nastąpi przedefiniowanie stosunku do PRL. Słusznie pisze Bronisław Łagowski: "Najważniejszym, być może, zagadnieniem, jakie staje obecnie w Polsce przed konserwatystą, jest pytanie, jak należy odnieść się do 45 lat powojennej historii Polski". Bowiem w tym czasie przecież "rząd, administracja, policja, wojsko, sądownictwo, porządek prawny, szkolnictwo itp. - wszystko to było zanieczyszczone przez ideologię komunistyczną, ale przecież istniało!"
"Ale przecież istniało!". Sens tego powiedzenia ujawni się głębiej, gdy sięgnąć po zdanie scholastyków, że zachowywanie świata jest nieustannym jego stwarzaniem: conservatio est continua creatio. Taka zachowawczość jest troską o zachowanie tego, co było (choćby nazywało się niepięknie PRL) jako tworzywa dla tego, co będzie.