Do spisu treści nr 3'96
Najnowsza historia Polski dostarcza znakomitego na to przykładu. Jego
bohaterem jest Jacek Kuroń jako autor słynnej tezy, iż socjalizm jest
niereformowalny. Gdy socjalizm uwikłał się już głęboko we własne sidła,
argumenty Kuronia przeciw reformowalności systemu pomogły w zaciśnięciu
pętli.
Aby docenić ich finezję, trzeba zacząć od przypomnienia, że gdy w partii
komunistycznej nazwano kogoś rewizjonistą, musiał się on liczyć z
najgorszym. Bodaj że mniej było groźne doczekać się etykiety pachołka
imperializmu, bo taki pachołek był przynajmniej szczery, podczas gdy
rewizjonista podstępnie rozkładał partię od wewnątrz.
Odmianą rewizjonizmu jest reformizm. Taką mianowicie, która próbuje
polepszać los robotników w ustroju kapitalistycznym, ale nie dąży do
obalenia samego ustroju. Krótko mówiąc, chce reformować kapitalizm na
korzyść klasy robotniczej. A jest to błąd godzący w podstawy teorii,
ponieważ ze swej natury kapitalizm jest niereformowalny.
Tylko jego obalenie może poprawić dolę ludzi pracy.
Takie było tradycyjne rozumienie terminów "reformizm" i "rewizjonizm" w
dawnych dobrych czasach II Międzynarodówki (por. odpowiednie hasła w
PRL-owskich wydaniach Encyklopedii PWN). Potem nastał realny socjalizm,
realizowany na żywo przez połowę świata, a im go dłużej realizowano, tym
uporczywiej rodziły się w niektórych głowach pytania, czy by nie można robić
tego lepiej. Były to u nas głowy Jacka Kuronia, Adama Michnika, Karola
Modzelewskiego, czy Leszka Kołakowskiego - by wymienić najznamienitsze.
Tym samym kwestionowali owi dysydenci tezę o niemylności proletariatu, a
więc podstawowy artykuł wiary. Przecież socjalizm, most do komunizmu,
zawdzięczał swe sukcesy nieomylności proletariatu. Ten zaś nie błądzi i nie
tworzy czegoś tak ułomnego, co by wymagało naprawy. A że miliony proletariuszy
nie mogą swej mądrości wyartykułować same ze względów niejako technicznych
(trudno by fizycznie zakrzyknęły jednym głosem), wyłaniają one z siebie
organ, który potrafi w ową mądrość bezbłędnie się wsłuchać.
Jest nim Partia. Na tej samej zasadzie organem Partii jest Komitet
Centralny, którego organem jest Biuro Polityczne, którego organem jest
Pierwszy Sekretarz. Nazwa "sekretarz" nie jest przypadkowa; on tylko
protokółuje myśli Partii, niczego jej nie narzucając.
Partia, rzecz jasna, nie jest bezkrytyczna. I ona dostrzega, że bywają
błędy i wypaczenia w budowie socjalizmu -- te popełnione przez poprzednie
kierownictwo, a naprawiane przez nowe. Dostrzega też ona zmiany w
otaczającym świecie, które do problemów budowania socjalizmu każą podchodzić
na nowe sposoby, twórczo adaptując wiecznie żywą myśl klasyków (ten akapit
utkany jest z samych cytatów z tekstów partyjnych).
Krótko mówiąc, partia widzi potrzebę reform i ona jedna potrafi je
zaprojektować i przeprowadzić. I tak słowo "reforma", zrazu
heretyckie, weszło z czasem do oficjalnego języka Partii. A nawet tak się w
nim dobrze poczuło, że w latach 80-tych szykował się nie jeden, lecz parę
etapów reformy, coraz bardziej przybliżających wymarzony socjalizm.
Tak podatny na twórcze reformy socjalizm jakże korzystnie odbijał od
NIE-reformowalnego kapitalizmu! Z drugiej jednak strony, byli ludzie,
którzy sami z siebie - nie w imieniu Biura Politycznego - ileż wcześniej
wołali o reformę socjalizmu. Ich sztandarowym przedstawicielem był Jacek
Kuroń, wyniesiony do tej godności przez partyjną propagandę. Jasne, że jako
rewizjonista popełniał on błąd polityczny. Popełniał, co gorsza, błąd
moralny, obrażając klasę robotniczą, tzn. nie szanując jej nieomylności
ucieleśnianej w decyzjach Biura Politycznego (za co pokutował w miejscach
odosobnienia).
Jak jednak rozwiązać tę antynomię, że Kuroń ma rację (bo reformy są
konieczne) i zarazem nie ma racji (bo jest Kuroniem)? W tę sytuację Jacek
Kuroń wstrzelił się genialnie. W samą porę stworzył Partii wyjście z impasu,
bo zamiast jak kiedyś postulować reformowanie socjalizmu, zaczął z mocą
głosić niereformowalność. A ponieważ Kuroń nie może mieć racji, potwierdziło
się niemylnie, że socjalizm JEST reformowalny.
Dając odpór oszczerstwom, ruch reformatorski w Partii nabierał
przyspieszenia. To właśnie wtedy rozmnożyły się etapy reformy, prasa zaroiła
się od śmiałych pomysłów ulepszania gospodarki, w rodzaju tych, by
uwzględniać (w pewnym stopniu) prawa rynku. Zaczęły się nawet konkretne
posunięcia, jak rokowania z Bankiem Światowym - te ostatnie tym bardziej na
czasie, że coś trzeba było zrobić z horendalnym długiem zagranicznym. To,
ostatecznie, doprowadziło do pierwszego stycznia 1989, to jest ustawy o
wolnej przedsiębiorczości, jak i do czwartego czerwca tegoż roku. Pierwszy
stycznia jest tu bardziej znaczący: pokazuje, że
reformowanie socjalizmu jest jak sukces z owego porzekadła:
operacja się udała, pacjent umarł.
Prawdę powiedziawszy, coś takiego musiałoby sie dziać także, gdyby nie
dictum Kuronia. Ale owo dictum sprzyjało impetowi reformatorskiemu PZPR.
Albowiem - tu jest dowcip historii - pomagało ono kompromitować przeciwników
reform. Ci ostatni mogliby kiedyś byli (czas zaprzeszły warunkowy)
swój sprzeciw uzasadniać tym, że, w zasadzie, wszystko jest dobrze. Ale był
to już czas, gdy wszystko było na kartki (które też dostawało się na kartki,
tzw. talony), zaś zwrot "przejściowe trudności" po pół wieku używania raczej
wyczerpał swą moc wyjaśniającą. Gdy nie da się występować przeciw reformom
w imię doskonałości systemu, to znaczy, nie da się przeczyć ich potrzebie,
pozostaje odrzucenie ich możliwości. To by jednak oznaczało przejście na
pozycje Kuronia - rewizjonistyczne, czyli niezgodne z linią Partii. Teraz
ten, kto wątpił w reformowalność socjalizmu stawał się przeciwnikiem jego
i stojącej za nim władzy.
Niezależnie od tego, jak słuszna jest myśl, dla jej odziaływania jest
decydujące kto i jak ją głosi. Pozycja, jaką sobie Kuroń zdobył w roli
rewizjonisty i opozycjonisty, zdemonizowanie jego postaci przez reżimową
propagandę, oraz unikalny temperament publicznych wystąpień nadały jego
tezie zaskakująca moc i nośność.
Jest kilka takich powiedzeń, które znaczyły przełomy w dziejach
politycznych naszego wieku. Należy do nich Nikity Chruszczowa termin błędy
i wypaczenia, czy Ronalda Reagana imperium zła. Tamte rozeszły się echem
po całym świecie. Kuronia dictum jest bardziej lokalne, polskie. Ale że
wydarzenia w Polsce wstrząsnęły całą okolicą, to i ewolucja myślowa
Jacka Kuronia, zwieńczona tezą o niereformowalności socjalizmu, ma w te
dzieje najnowsze wkład niemały.
Żeby myślą i słowem wpłynąć na historię, ludzie pisują grube tomy, czego
przykładem Kapitał Marksa. Innym udaje się coś podobnego za pomocą
jednego zwrotu niosącego wybuchowy ładunek myśli. Nie jest ta myśl wyłącznym
dziełem jednostki. Rozwija się ona wewnątrz zbiorowej świadomości i
podświadomości, a komuś udaje się podsumować ów proces jednym słowem. Bywa,
że to słowo, jak dźwięk trąb Jerycha, burzy mury.