Do spisu treści nr 1'97
O wyższości stycznia nad czerwcem
roku 1989
Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne
i dozwolone każdemu na równych prawach.
Tak mogłaby się uroczyście zaczynać Magna Charta polskiego liberalizmu, z tym akcentem na wolność w słowach ,,wolne i dozwolone każdemu''. Tak się istotnie zaczyna Ustawa o działalności gospodarczej, która weszła w życie 1 stycznia 1989, gdy na wniosek rządu Mieczysława Rakowskiego została uchwalona przez Sejm PRL 23 grudnia 1988. W tejże ustawie przekreślono jednym ruchem, drobnym ale skutecznym, postanowienie dekretu nacjonalizacyjnego z 1949 drastycznie ograniczające liczbę pracowników najemnych w przedsiębiorstwie prywatnym. Art.4 obecnej ustawy stanowi, że ,,podmiot gospodarczy może zatrudniać pracowników w nieograniczonej liczbie''; a tym podmiotem, w myśl Artykułu 1, może być każdy.
Tak więc, gdy uczestnicy sylwestrowych zabaw wracali rankiem do domów, szli ulicami innego już kraju niż ten, który istniał przed północą. Wprawdzie nikt ze zwykłych obywateli o tym nie widział, ale to był już fakt.
W świetle tego faktu zmienia się nasze spojrzenie na fenomen Okrągłego Stołu. Był on i nadal bywa postrzegany jako fakt zaskakujący, wręcz paradoksalny. Ale w historii rządzi raczej prawo ciągłości niż prawo wielkich skoków.
Jednym z rysów ciągłości, który wchodzi tu w grę jest wypróbowana taktyka partii komunistycznych, uformowana jeszcze za Lenina, by nawet za cene ustępstw pozyskiwać dla swej korzyści partnerów, których przy pierwszej sposobności - mówiąc kolokwialnie - puści sia kantem. Ten mocno zakodowany odruch taktyczny musiał się odezwać i tym razem.
Ale z tą wiernością wypróbowanej taktyce nie mogła iść w parze wierność wypróbowanym principiom. Principiów juz po prostu nie było! Po raz ostatni zabrzmiały one rankiem 13go grudnia 1981, gdy Wojciech Jaruzelski obwieścił narodowi i światu, że ,,socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości. Zabrzmiało to złowieszczo, bo znaczyło, że już nigdy nie skończą się kartki na żywność i wydeptywanie wszystkiego w kolejkach (taką przecież definicję socjalizmu napisało wtedy życie). Na szczęście, wcale nie było pewne, czy Generałowi uda się wybronić ten jego umiłowany socjalizm. Sam zadał mu niechcący cios ideologiczny, gdy przewodnią rolę Partii - najświętszy dogmat socjalizmu - zastąpił przewodnią rolą Wojska. Przejdźmy jednak do innego wątku ciągłości pomiędzy pierwszym stycznia a zaczętymi niedługo potem obradami Okrągłego Stołu - wątku ekonomicznego. Przy okrągłym Stole PZPR mogła bronić różnych rzeczy, ale nie socjalizmu, który właśnie sama, pierwszego stycznia, pochowała. Nie trzeba więc było marnować energii na obronę ustroju, a dzięki temu można było ją całą zużyć na obronę pozycji i korzyści tej strony, która się określała jako partyjna czy rządowa. W taki sposób zmiana ustroju gospodarczego dokonana ustawowo parę tygodni wcześniej wyznaczyła strategię tamtej strony przy Okrągłym Stole. Nie bez znaczenia był tu fakt, że ci sami ludzie, którzy już nie mieli chęci ginąć za socjalizm nauczyli się tez w ciągu lat 80-tych, jak wiele można osobiście zarobić, gdy już przestaje on obowiązywać. Lata 80-te jest to dziesięciolecie, gdy wielu ludzi, zwłaszcza z partyjnej nomenlatury odkryło dyskretny urok spółek handlowych. Ci, co się gorszą tym wybuchem pazerności, połączonym z grabieniem mienia państwowego, nie dają najlepszego świadectwa swej własnej inteligencji (a zapewne nie mieli też okazji dowiedzieć się od Hegla, co to jest ,,spryt historii'' - List der Geschichte).
A jakże inaczej mogłoby się dokonać przejście do gospodarki rynkowej? Czyż ci, co już nie chcieli ginąć za socjalizm mieli się zmienić w ideowych bojowników kapitalizmu, poświęcających szanse własnego bogacenia się na rzecz ekonomicznej fair play? Tak bezinteresownego zaangażowania w idee zdrowej gospodarki nie należało oczekiwać nawet od szlachetnej "S", a co dopiero od przegniłej PZPR! To nie szlachetne motywacje są siłą sprawczą zdrowej gospodarki, lecz interes osobisty działający w ramach tak inteligentnego systemu prawa, że z gry prywatnych interesów potrafi on wyprowadzać dobro powszechne. To samo zresztą dotyczy demokracji politycznej czy sądownictwa (na przykład, dobre prawo to sprawia, iż żądza osobistego sukcesu u adwokata, prokuratora i sędziego owocuje w miarę bezstronnym wyrokiem). Takiego systemu prawa trzeba się nam dorobić i jest to dla bytu państwa sprawa fundamentalna. Ale żeby powstały szanse jego zbudowania, trzeba było, by socjalizm uległ destrukcji, w czym niemałą odegrała rolę żądza zysków obudzona w ludziach nomenklatury.
Oceniając tak trzeźwo wszystkie czynniki procesu transformacji, doceniając nawet pozytywna rolę egoizmu, trzeba jednak w tych ocenach zachować właściwą hierarchię. Czasem ludzie się przyczyniają do dobra ogólnego przez to, że dbają tylko o własne, ale dzieje sie to dzięki funkcjonowaniu pewnego systemu prawa i obyczajów. A ten system nie powstanie, o ile nie będzie pewnej liczby indywiduów naprawdę bezinteresownych, którym leży na sercu dobro publiczne. Tacy muszą się znaleźć wśród twórców prawa, jeśli ma ono być zdolne do owej magicznej transformacji gry egoizmów w dobro powszechne.
Polskie prawo gospodarcze, nawet z czasów PRL ma w tym względzie chlubne karty, które trzeba przypominać, by zrozumieć prawo ciągłości rządzące procesem zanikania socjalizmu. Ale to temat na osobną opowieść.
Obecna zaś opowieść wymaga, by w podsumowaniu wydobyć podwójny morał zawarty w naukach liberalizmu. Jednym z nich jest właśnie widzenie procesów politycznych przez pryzmat prawa ciągłości. To widzenie sprawia, że liberał nie wierzy w dobro, które miałaby nieść rewolucja (chyba, że chodzi o jeden z kroków w procesie ewolucyjnym, który na mocy praw reżyserii tego procesu ma charakter szczególnie spektakularny).
Drugi morał to kolosalna rola systemów prawa. Należy on także do aksjomatów liberalizmu. I jest jeszcze jednym powodem, dla którego liberał ma złe mniemanie o rewolucji, jeśli ją pojąć jako programowe bezprawie. Toteż liberałowie mają powód do satysfakcji, że na spuście wyzwalającym proces przemian od stycznia 1989 znalazł się w Polsce palec prawnika.
|