Do spisu treści nr 4'97


Kurier Polityczny
30 Kwietnia 1997

 
Jaki jest Eco w ,,Zapiskach''

i jak Monika Paluszkiewicz we ,,Wprost''
powiedziała, co wiedziała


Mamy w polskim przekładzie kolejny zbiór felietonów włoskiego pisarza Umberta Eco pt. Trzecie zapiski na pudełku od zapałek. Świetny tytuł dla felietonowego cyklu. Jakże pasuje do tej małej formy... Są to rzeczy napisane od niechcenia, jakby znagła, gdy autor nie miał pod ręką notatnika. Istotnie, reakcje autora na zapalne sprawy bieżące, jego zaskakujące obserwacje i aforystyczne komentarze, przychodzą mu bez trudu, bez napinania mózgu. Jakby myślenie było jego żywiołem, w którym się porusza jak ryba w wodzie czy ptak w powietrzu.

Pisze więc o tym, jak Anglicy reagują na intymne życie księżny Diany. Zapytuje, dlaczego Jan Paweł II nie ujmuje się za Rushdiem. Wybija rodakom z głowy pomysł, by na posłów wybierać intelektualistów. I tak dalej. Kilka świetnych mini-esejów poświęconych jest Internetowi, w którym Eco też się czuje jak u siebie w domu.

Te właśnie rzeczy o Internecie była uprzejma odnotować p. Monika Paluszkiewicz (,,Wprost'', 27 kwietnia 1997) pod tytułem ,,Info-mózgi''. Odnotować, ale nie zrozumieć. Powiedziała bowiem to, co wiedziała (a raczej sądziła, że wie) już wcześniej, zapewne z lektury polskich gazet, straszących nas widmem Internetu. Nie to jednak, co się znajduje u Eco.

Gdyby p. Monika napisała takie rzeczy w dziale kulturalnym, powiedzmy, ,,Poradnika Hodowcy'', można by publicznie głosu nie zabierać. Najwyżej, przypomnieć sobie strofkę Boya o tej pani z czasów krakowskiej moderny, co to ,,na kolanach się gramoli na kultury wyższe piętra''. Ale gdy pisze w tak dobrym tygodniku, to wymagamy od niej nie tylko sztuki pisania, lecz także czytania, czyli rozumienia tego, co czyta.

Ponieważ czytelnicy ,,Wprost'' mogli już wziąć za poglądy Eco to, co p. Monika mu imputuje, trzeba tu przedstawić jego stosunek do komputerów i do Internetu. Podkopie to zarazem te mity, w które wierzy p. Monika, a przypisuje je autorowi ,,Zapisków''.

,,Jak szukać seksu w Internecie. Kronika grzesznej nocy''. Mit, z którego pod tym tytułem śmieje się Eco nie występuje w tekście p. Moniki (wolnym od nieskromności), ale pojawia się tak uporczywie w polskiej prasie, że nie można go nie wspomnieć.

Wiem coś o tym, bo sam niegdyś udzieliłem obszernego wywiadu o Internecie ,,Życiu Warszawy'' (20-21 maja 1995). Dziennikarka się niecierpliwiła, że próbuję powiedzieć, na czym Internet polega. Bała się widać, że czytelnik nie wykaże tyle dobrej woli, co mieszczka z Boyowego wiersza (,,męczy, dręczy z dobrej woli swego móżdżku biedne centra''). Zmierzała do tego, by namalować w ostrych barwach zagrożenia, w tym terroryzm i seks.

Jako się rzekło, p. Monika nie porusza tego tematu, ale pierwsze zaraz zdanie w felietonie Eco jest okazją do ukazania, jaką by zastosowała metodę interpretacji, gdyby temat podjęła (co wiemy, ze sposobu, w jaki referuje inne zdania). Eco zaczyna od konstatacji: Na początku zgłębiania Internetu niemal wszyscy łączą się z ,,Playboyem''i ,,Penthousem''.

Takie oszacowanie ilościowe byłoby błędem w rozprawie socjologicznej, posługującej się statystyką. W felietonowym jednak, syntetycznym, widzeniu świata liczy się nie statystyczna dokładność, ale fakt, że każdego z nas te rzeczy interesują. Pani Monika zreferowałaby rzecz, pisząc: ,,Eco uważa, że niemal wszyscy...'' (etc.), biorąc żartobliwą przesadę za naukowy pogląd. Dalej Eco kpi z siebie jako z gościa, który dał się nabrać na obietnice upojnych chwil. Kończy się ta noc wpadką w pułapkę moralisty, który obiecywał mocne cielesne widoki, a gdy nasz felietonista gorączkowo go odszukał, znalazł napomnienie, że winien się wstydzić, oraz mnóstwo dobrych rad, jak pozbyć się sprośności.

Wpadka p. Moniki polega na imputowaniu Eco czegoś, co gdyby powiedział, to by się po prostu skompromitował. Oto jej relacja z rzekomych poglądów autora ,,Zapisków''.

Intelektualiści końca drugiego tysiąclecia opracowują i rozwijają swe idee, często nie wiedząc, że analogiczna myśl została sformułowana przed tysiącem lat lub - jak szydzi Eco - ,,już przed tysiącem lat okazała się jałowa''. Pozwalają bowiem oszukiwać się Internetowi, w którym zarejestrowano głównie bibliografię dotyczącą ostatniego dziesięciolecia.

A oto oryginalny tekst Eco (s.41), który został poddany powyższej deformacji.

Niezmiennie szokują mnie pewni kulturalnie wykorzenieni myśliciele zza oceanu przytaczający w bibliografiach wyłącznie książki opublikowane w ciągu ostatniego dziesięciolecia, którzy opracowują pewną ideę i często rozwijają ją źle, nie wiedząc, że analogiczna myśl została lepiej rozwinięta przed tysiącem lat (albo że już tysiąc lat temu okazała się jałowa).

Koniec cytatu. Nie ma tu zdania uzasadniającego ten żałosny stan oszustwem Internetu. Słowo ,,Internet'' nie pojawia się w felietonie ani razu, bo dotyczy on jedynie pożytku z czytania klasyków. P. Monika nie tylko dopisała to rzekome uzasadnienie z głowy, ale jeszcze pomyliła czas z przestrzenią, bo kąśliwa uwaga Eco odnosi się nie do wszystkich współczesnych myślicieli, ale tylko pewnych i tylko tych zza Atlantyku. Musiał upłynąć czas jakiś od czytania przez nią Eco do jej własnego wywodu, a w tym czasie dokonały się w mózgowych centrach owe transformacje. Być może, sterowane podświadomie tym, że prawdziwi intelektualiści (jak Eco i ona) powinni się o Internecie wyrażać źle.

Felietonów, gdzie Eco mówi o komputerach jest siedem. Ten już wspomniany, o seksie, dwa będące zasłużoną satyrą na MS Windows, jeden chwalący technikę linków komentowanych (jak te stosowane w naszym ,,Kurierze''), jeden broniący Marco Polo przed zarzutem mistyfikacji (na tej zasadzie, że czegoś miał prawo w Chinach nie zauważyć, podobnie jak przybysz z Marsa mógłby nie odróżnić komputera będącego w sieci od komputera poza siecią), jeden kpiący z poglądu, że pisanie z pomocą komputera automatyzuje myślenie.

Wyliczyłem sześć. Żadnego z tych p. Monika nie odnotowała. Zajęła się jeszcze tylko jednym, gdzie Eco nas zapewnia, że Macintosh jest katolicki, a MS DOS protestancki. Ten felieton tryska bez przerwy żartami, które kulminują w dowcipie, że język maszynowy jest starotestamentowy i talmudyczny (kto nie wie, co to język maszynowy, niech zajrzy np. do W.Marciszewskiego ,,Tajników Internetu''; Eco jednak wie doskonale).

Te dowcipy p. Monika tak streszcza, jakby był to naukowy traktat komparatystyczny, co nasuwa podejrzenie, że nie rozumie żartów. Niestety, nie można uznać, że to jej prywatna sprawa, ponieważ Eco tak streszczony jawi się jako typ głupi i pretensjonalny, podczas gdy prawda jest odwrotna.

P. Monika kończy swe wywody zdaniem: ,,Komputerowe zbawienie osiąga się - jak w religii kalwińskiej - metodą prób i błędów.'' Nie ma u Eco zdania, które miałoby choć odległe podobieństwo znaczeniowe do tego. I być nie może, bo jest w nim coś zaskakująco głupiego. Ale może jest to w sam raz pointa do wypracowania p. Moniki. Nikt już nie będzie się wahał, jaką mu wystawić ocenę.

Pora jednak oderwać myśli od tego wypadku przy pracy, który się przydarzył we ,,Wprost''. Lepiej uczyć się od Eco sztuki felietonu.

Felieton, to nie tylko gatunek literacki. To także sposób patrzenia na świat: z nerwem, ale bez nerwów. Takie są ,,Zapiski'' Eco. Robione z pasją i ostrym widzeniem, ale też z dystansem i pogodą. Dystans Eco bierze się z wielkiej erudycji przetrawionej zdrowym rozsądkiem.

Jest też cechą felietonu, że świat się w nim załamuje pod kątem, jak światło w pryzmacie. Z czegoś, co tak niedostrzegalne jak biel powszedniego światła, z jakiegoś banalnego epizodu, pióro felietonisty dobywa niespodziewany kolor, wzbudzający w mózgu nowe fale. Pod warunkiem, oczywiście, że jest on należycie na odbiór nastrojony.

witmar@saxon.pip.com.pl


URL - http://www.pip.com.pl/kp-uw/

Do początku strony

Do spisu treści nr 4'97