Do spisu treści nr 3'97


Kurier Polityczny
5 Marca 1997

 
Koniec historii
jak widzi go Francis Fukuyama

Książka tego autora ,,Koniec historii'' (The End of the History and the Last Man, 1992) zręcznie nawiązuje do pewnego pomysłu G.W.F. Hegla (1770-1831), twórcy dyscypliny zwanej dziś filozofią dziejów. Hegel doszedł do wniosku, że historia osiągnęła kres, do którego od początku zmierzała. Podał nawet dokładną datę tego jej finału: rok 1806.
?
Niech znak zapytania świadczy, że autor dobrze się domyśla reakcji Czytelnika: dlaczego właśnie ta liczba?

Hegel jednak wiedział, co mówi, nawet jeśli zbogaceni o póżniejszą wiedzę przesuniemy tę datę za Fukuyamą o prawie dwa wieki (w Polsce możemy ją nawet sprecyzować jako przedział czasowy między 1 stycznia i 4 czerwca). Zarówno u Hegla jak u Fukuyamy ,,koniec'' nie oznacza jakiejś apokalipsy, a przeciwnie, nastanie epoki najlepszej z możliwych, na jaką stać historię. I w tym sensie ostatecznej. Wedle Fukuyamy zaczyna się ona z upadkiem komunizmu, który był ostatnią zaporę przeciw triumfowi liberalnej demokracji, wolnego rynku oraz umysłowości naukowej.

Ale i Hegel miał swoje powody, by wymieniać rok 1806. Za fakt w tym roku przełomowy uznał bitwę pod Jeną, w której Napoleon rozgromił armię pruską. Oto, co pisze o tym Fukuyama (s.117).

Reformy [w Prusach, po klęsce 1806] realizowano pod wpływem przekonania, że Napoleon odniósł tak łatwe zwycięstwo, ponieważ państwo pruskie jest zacofane i całkowicie wyobcowane we własnym społeczeństwie. Przekształceniom armii, związanym między innymi z powszechnym poborem [co oznaczało koniec resztek feudalizmu - WM], towarzyszyło wprowadzenie kodeksu [prawa cywilnego] Napoleona, co, zdaniem Hegla, było znakiem wkroczenia Niemiec do nowoczesności.
W tymże roku 1806, trzeba dodać, nastąpił - także za sprawą Napoleona - koniec Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a więc koniec tysiącletniej (gdy liczyć od Karola Wielkiego) epoki w Europie. Zaczynała się epoka wolności, równości obywatelskiej i ekspansji nauki. To ostatnie - jako zjawisko polityczne - ma znowu doskonałą ilustrację w Prusach, o czym już była mowa w tym cyklu. Powołanie Hegla na katedrę uniwersytetu w Berlinie - warto wspomnieć - było częścią wielkiego zamysłu wydźwignięcia nauki w Prusach, przyświecającego reformom Wilhelma von Humboldta.

Nie ma powodu, by kwestionować opinię Hegla dlatego, że po roku 1806 był jeszcze 1815 i cały wiek prób restaurowania starego monarchicznego porządku. Nigdy nowa epoka nie zaczyna się ze wschodem słońca dnia następnego po ustaniu poprzedniej. Wszak początek epoki nowożytnej w Europie jedni liczą od upadku Konstantynopola, inni od wynalazku druku, jeszcze inni od odkrycia Ameryki. Takie operowanie datami ma sens jako wyraz oceny, co uważa się w procesie historycznym za najbardziej doniosłe.

Przyjmijmy więc w takim sensie, że w okolicach roku 1990 zakończył się jakiś wielki dział historii. Czy miałby to być jakiś kres defitywny? Można się zgodzić, że w dostępnej dla naszej wiedzy perspektywie nie rysuje się lepsza formacja niż demokracja liberalna, która w tym wieku przezwyciężyła totalitaryzmy i dyktatury, wieńcząc swe triumfy pokonaniem komunizmu. Argumenty Fukuyamy mają w tej kwestii dużą moc przekonywania, ale im lepszy argument, tym większe zarazem daje szanse dobierania do niego kontrargumentów. Ta dialektyczna perspektywa zachęca do studiowania Fukuyamy.

Zanim naszkicujemy tę intrygę problemową, warto przytoczyc pewien fakt z działalności pozapisarskiej Fukuyamy, przydający wiarogodności jego pisarstwu jako filozofa historii. Znajdujemy ten fakt w innej książce (poświęcimy jej osobną uwagę), mianowicie wielkiej monografii procesu jednoczenia Niemiec, którą napisał Timothy Garton Ash pt. In Europa's Name. Germany and the Divided Continent, 1993.

Był koniec roku 1989. Upadł już mur berliński, ale politycy Niemiec Zachodnich jeszcze nie byli zdecydowani, czy jego konsekwencją będzie pełne zjednoczenie Niemiec, czy jakaś więź dwóch organizmów państwowych. W poglądzie, że realne jest zjednoczenie wyprzedzili ich dwaj politycy amerykańscy, z ktorych jednym był Vernon Walters, ambasador USA w Bonn, a drugi nazywał się Francis Fukuyama.

Fukuyama, będąc w ścisłym kierownictwie Zespołu Planowania Politycznego Departamentu Stanu USA, pełnił, jak pisze Ash, rolę stratega amerykańskiej polityki zagranicznej. Diagnoza o realności zjednoczenia Niemiec skłoniła administrację Busha do parcia w tym kierunku i udzielania w tej mierze jednoznacznego poparcia kanclerzowi federalnemu.

W tamtym epizodzie sprawdził się Fukuyama jako filozof historii. Spełnił on kryterium kompetencji sformułowane przez Norwida - najbardziej ufającego tym, co oglądają historię z marszu, w którym sami uczestniczą (,,I stąd największym Cezar historykiem, który dyktował z konia, nie przy biurze'').

Specjalnym powodem zajęcia się tu książką Fukuyamy jest to, jak wiele rzuca ona światła na ekonomiczne i polityczne skutki uprawiania nauk przyrodniczych. Wedle autora, kierunek i przebieg historii politycznej jest wyznaczony przez proces rozwoju nauk przyrodniczych. Ten pogląd, zrazu może zaskakujący, po dokładniejszym zbadaniu okazuje się mieć solidne podstawy. Ale na dokładniejsze zbadanie trzeba osobnego miejsca i czasu. Odkładamy je więc do osobnego szkicu, dla ktorego stosownym miejsce będzie cykl caeterum censeo.

Równie wielkim wkładem Fukuyamy do teorii liberalizmu jest hipoteza, iż ma ona dwie odmienne genealogie filozoficzne. Operując skrótowym odniesieniem do narodowości, jedną genealogię nazwałoby się anglosaską, drogą zaś francusko-niemiecką. Pierwsza sięga do Hobbesa i Locke'a oraz ideologów demokracji amerykańskiej, druga zaś wywodzi się od Hegla zafascynowanego myślą francuskiego Oświecenia i jej upowszechnieniem w Europie przez podboje Napoleona.

Jakie są ich istotne rysy wedle Fukuyamy, jakie stąd wyciąga on wnioski o końcu historii oraz praktyczne konkluzje co do urządzenia życia politycznego - to tematy do osobnego eseju, na który przyjdzie pora niebawem. Będzie tam też miejsce na prześledzenie obecności obu wątków we wspólczesnje myśłi politycznej w Polsce. Uchylając nieco treści tego przyszłego eseju, można już powiedzieć, że mamy dziś w Polsce wymownego rzecznika liberalizmu w stylu heglowskim, mianowicie Józefa Tischnera, odnoszącego tak rozumiane idee do ruchu ,,Solidarności''.

Nie poprzestaniemy na streszczeniach i adaptacjach dzieła Fukuyamy. Zasługują one na analizę natury krytycznej zarówno w warstwie należącej do historii filozofii, jak i tej, która należy do filozofii umysłu i psychologii. By konkretniej zapowiedzieć analizę krytyczną, wspomnijmy, że Fukuyama charakteryzuje społeczeństwo kapitalistyczne jako pozbawione ducha walki motywowanej przede wszystkim ambicją (jak to było w feudalnym etosie rucerskim). Wystarczy poczytać życiorys Billa Gatesa, by zobaczyć, jak mija się ta konstatacja z rzeczywistością. Ale nie uprzedzajmy za wiele. Ciąg dalszy nastąpi.


URL - http://www.pip.com.pl/kp-uw/

Do początku strony

Do spisu treści nr 3'97