Do spisu treści


Aera Informatica
BIP


Witold Marciszewski - 1.XI.1996


Internet a Sprawa Polska



Niech nam raz jeszcze posłuży ten wysłużony schemat Słoń a Sprawa Polska. Jest w nim zręczne rozwiązanie problemu stylistycznego, jak użyć zmiennej na sposób matematyczny bez popadania w pedanterię matematycznych formuł. Krótkie słowo słoń świetnie się z zadań zmiennej wywiązuje, podstawmy więc za nie tym razem Internet .

Czy istotnie przyswojenie i rozwijanie Internetu ma tak żywotne dla kraju znaczenie, jak to się często czyta w prasie? Żeby odpowiedzieć możliwie najkrócej, posłużmy się historyczną analogią: zapytajmy, czy byłoby możliwe imperium rzymskie i jego historyczna rola bez kolosalnej sieci rzymskich dróg? Czy można by bez nich administrować tak ogromnym obszarem, wymagającym sprawnej łączności, czy dałoby się utrzymać go w ryzach bez możliwości szybkiej interwencji militarnej?

Nie mnożąc tych retorycznych pytań, zauważmy, że dzisiejsza wspólnota globalna - w której nie może kraj nie uczestniczyć, jeśli nie ma się zapaść w historyczną nicość - tak niepomiernie przerasta swą złożonością świat starożytny, jak szybkość sygnału elektrycznego przewyższa galop konia. Trzeba więc dróg do poruszania się z tą szybkością, trzeba ogromnych zbiorów informacji, by wiedza sprostała złożoności zadań, i trzeba takich metod szukania, by do potrzebnej wiadomości docierać w ciągu sekund. Tę skalę wielkości zbiorów danych i takie sposoby poruszania się po nich zapewniają komputery powiązane w globalną sieć komunikacyjną.

Przedstawmy sobie, dla ukonkretnienia, amerykańskiego przedsiębiorcę, który przybywa inwestować w Polsce. Od lat przywykł on do tego, że z kontrahentami porozumiewa się pocztą elektroniczną, a sytuacje na giełdach śledzi na bieżąco w internetowym serwisie informacyjnym. To są w interesach coraz oczywistsze narzędzia pracy, jak szuflady biurka i telefon. Przedstawmy też sobie polskiego naukowca, któremu przyjęto za granicą artykuł czy referat, przy czym warunkiem publikacji jest dostarczenie tekstu pocztą elektroniczną, zaś warunkiem udziału w konferencji wysłanie tą drogą swego zgłoszenia i przelewu pieniędzy na opłatę zjazdową. Pokazują te przykłady, na czym polega odcięcie od świata, które byłoby konsekwencją odcięcia od Internetu.

Niektórzy zacni ludzie mówią na to, że świat zwariował i że to wszystko źle się skończy. Być może zacni ludzie mają rację, ale świata z tej drogi nie zawrócą, mogą co najwyżej sami się z niego wyłączyć. Indywidualnie każdy może sobie decydować tak czy inaczej. Ci jednak, co odpowiadają za "sprawę polską", nie mają prawa dopuścić, celowo czy przez zaniedbanie, by kraj pozostał w stanie informacyjnego bezwładu.

Co jest konieczne, by sprawa polska nie została przegrana na forum Internetu? Trzy są takie warunki. Jeden z nich jest spełniany, dwa przed nami. To, z czym nie jest źle, to dostęp do sprzętu i oprogramowania. Dzięki (jakiej takiej) wymienialności złotego i obrotności naszych handlowców nie jesteśmy w sytuacji biedaka wobec niedostępnego świata cudów za sklepową szybą.

Drugim warunkiem, tak zasadniczym, że bez niego poprzedni na nic by się nie zdał, jest sprawna i tania telekomunikacja. W tej sprawie nawet optymiści mają rzadkie miny, bo kraj będący wśród ostatnich w liczbie telefonów na mieszkańca, gdzie i pogoda i złodzieje sprzysięgają się przeciw kablom telefonicznym, gdzie wszechwładny monopolista w telekomunikacji mało dba o poziom swych usług, a ceny winduje na coraz wyższy poziom - ten kraj jest zagrożony w swej racji stanu. Nie rozumiała tego dotąd władza, od Gomułki do Mazowieckiego i dalej. Trzeba więc wciąż o tym przypominać. Może będzie to przyczynek do zmiany tego stanu nieświadomości.

Trzeci warunek - to wiedza i umiejętności komputerowych ekspertów. Laicy nie zdają sobie sprawy, jak kolosalna wiedza jest potrzebna, by uruchomić choćby sieć lokalną, a tym bardziej węzeł Internetu, by zainstalować na nim kolejno i skonfigurować pocztę elektroniczną, potem podstawowe usługi zdalnego dostępu, jak telnet i ftp, a potem WWW i tak dalej.

Ów warunek trzeci, umiejętności, obejmuje jeszcze jedną rzecz: nie tylko wiedzę fachowców, ale i umiejętności użytkowników. Żeby fachowcy mogli zaistnieć, niezbędne jest zapotrzebowanie na ich wiedzę ze strony tych drugich. Ci jednak, by mieli tę potrzebę, muszą już coś wiedzieć, a więc ich wiedza wyjściowa jest istotna dla rynku usług informatycznych. Coś się u nas w tej materii dzieje: wielu młodych ludzi zasiada przy terminalach, pokazują się o Internecie książki, liczne wiadomości da się znaleźć w czasopismach komputerowych. Skala jednak tego zjawiska jest u nas marginalna w porównaniu do skali, w jakiej się rozwija światowa cywilizacja informatyczna.

Niepośledniej trzeba wyobraźni, żeby zjawisku Internetu oddać pełną sprawiedliwość. Jest to niewyobrażalna dla wsyzstkich wcześniejszych pokoleń mołiwość przekazu i odbioru, gdzie tekst, obraz, dźwięk, ruch, dane liczbowe i inne (a zaczęły się już prace nad przekazem zapachów) będą tworzyć nierozłączne całości. Wtedy, na przykład, trudna operacja chirurgiczna będzie mogła być wykonywana przez zespół najlepszych w świecie specjalistów, którego uczestnicy będą się znajdować na różnych kontynentach, a będą współdziałać tak skutecznie, jakby działali ramię w ramię.

Żeby takie operacje i inne internetowe sprawy mogły się dziać w Krakowie, Warszawie, Poznaniu, czy Suwałkach, trzeba przynajmniej nadążać za światem, jeśli nie stać nas na pionierstwo. To jest właśnie przecięcie się Internetu ze Sprawą Polską.

Do początku strony