Kurier Polityczny
|
A R D Y N A Ł O W I E
|
Z trąbki anioła niosą się dżwięki Na ziemi pokój ludziom
dobrej woli! Trudno o bardziej liberalne hasło i zawołanie. Zauważmy, że
anioł stawia jeden jedyny warunek obdarzenia pokojem - dobrą wolę. Nie
wymaga poglądów takich lub innych, ani nie określa, do jakiej partii mają
należeć obdarowani. Zgadza się to z potocznym rozumieniem
liberalizmu, wedle Małej Encyklopedi PWN, 1995: postawa
tolerancji wobec zachowań i poglądów innych ludzi, zgoda na różnorodność i
pluralizm.
Nie mamy tu jednak recenzować ani tekstów anielskich ani encyklopedii, lecz
bieżące zdarzenia i wypowiedzi. Oto niedawna wypowiedź w sprawie dobrej woli
i prób wzajemnego zrozumienia między pewnym niezależnym myślicielem i
pewnym kardynałem.
Taka postawa respektowania indywidualnych
dróg do prawdy, bez presji zewnętrznej, choćby tak śladowej jak intencja
nawracania, to liberalizm etyczny pod hasłem ,,pokój ludziom dobrej
woli''. Idzie on dalej niż liberalizm polityczny, definiowany (por.
Webster III) jako filozofia polityczna oparta na wierze w postęp,
zasadniczą dobroć człowieka i autonomię jednostki, postulująca demokratyczne
państwo prawa oraz wolność jednostki realizowaną przez ochronę jej praw
obywatelskich i politycznych. Liberalizm etyczny głosi gwarancje
wolności jednostki nie tylko prawne, lecz także moralne, zalecając
nie-potępianie poglądów innych ludzi, o ile biorą się one z poszukiwania
prawdy. Jest to ważny współczynnik cechującego liberałów trendu
integracyjnego (por. program 1997).
Za wcześnie jednak na stanowczą odpowiedź. Oto bowiem - jak relacjonuje Piotr Moszyński ("Dokąd idziemy", Wprost nr 49, 8 grudnia 1996) - kardynał Józef Glemp w niedawnym przemówieniu w Paryżu potępił skrajny liberalizm. który zdefiniował jako ,,wezwanie do robienia wszystkiego, co się chce''. Spróbujmy zrozumieć tę definicję. Przypuśćmy, że chce mi się naubliżać sąsiadce, ale jednocześnie chcę być posłuszny mojej własnej zasadzie uprzejmości; wreszcie, bierze górę to drugie chcenie. Ostatecznie więc, zrobiłem, co sam chciałem. Albo: ktoś postępuje wbrew swej chęci erotycznej, dlatego - powiedzmy - że chce uniknąć komplikacji życiowych. A więc czyni coś wedle własnego, nie cudzego, chcenia. I tak ze wszystkim, zawsze człowiek robi to, co sam chce. Chyba, że... Chyba, że robi coś nie dlatego, że sam ma taką wolę, ale dlatego, że chce tego ktoś inny; w szczególności, taka jest wola autorytetu, np. Kościoła. I za nią idzie wbrew własnej woli. Czy tylko wtedy nie podpadnie pod zarzut, iż ,,robi wszystko, co chce''? A więc czy tylko wtedy ocali się od owej - jak się wyraził Leon XIII - ,,śmiertelnej plagi liberalizmu''? Trzeba opatrzyć tę próbę interpretacji znakiem zapytania, by nie dopuścić się paszkwilu. Przecież tenże Kościół kiedy indziej głosi, że zawsze należy iść za głosem swego własnego sumienia. Ale to byłby liberalizm, nawet skrajny. Jaka więc jest autentyczna nauka Kościoła? Nie miejsce tu na retorykę przyciskania do muru przez wytykanie sprzeczności. Myśl ludzka pod brzemieniem złożoności świata, z jaką przychodzi się jej potykać, nieustannie się wikła w jakieś sprzeczności. Wtedy musi cierpliwie się z nich wydostawać. Znaki zapytania są potrzebne jak czerwone lampki sygnalizujące awarię. Jest taki sygnał u Piotra Moszyńskiego, jest jakiś kierunek odpowiedzi u bpa Życińskiego. A naszym zadaniem jest tworzyć forum do szukania odpowiedzi. Prosimy o wypowiedzi na adres: kp-uw@www.pip.com.pl |