Do Czytelników. Oceniliśmy wysoko Stronę Prezydenta, pod pierwszym dobrym wrażeniem po jej ukazaniu się. Ta ocena będzie poddawana weryfikacji przez śledzenie, na ile obiecany kontakt z Prezydentem jest osiągalny i czy Redakcja Strony wywiązuje się z należytej aktualizacji. O wynikach prób będziemy donosić. Prosimy też Czytelników o nadsyłanie spostrzeżeń, jak funkcjonuje kontakt z Prezydentem przez e-mail. Doniesienie o stanie Strony Prezydenta 24 lutego wieczorem.
Strona Prezydenta
Władza ma zawsze coś z mitu i magii. Nie tylko w dawnych czasach królewskich, ale i dziś i na tak długo, dopóki ludzie nie będą w 100% racjonalni (trudno jednak być pewnym, czy chciałoby się żyć w tamtych wspaniałych czasach). Toteż potrzebuje ona magików, którzy nazywają się dziś specjalistami od human relations, to jest od kształtowania wśród ogółu wizerunku danego człowieka władzy. Magicy prezydenta, którzy przygotowali jego stronę internetową dali dowody dużej zręczności. W naszym kurierowym dziale grafiki powiedziano, że strona została zrobiona ,,z królewską elegancją''. Należy się więc wysoka nota pp. Donajskim za spójną, dopracowaną w szczegółach i, właśnie, elegancką koncepcję graficzną (dobór tła, układ tekstu, uplasowanie obrazów itd.), a firmie programującej strony również wysoka za poziom techniczny realizacji. Nie wiemy, kogo chwalić za stronę literacką i redakcyjną. Ile tu zasługi kancelarii prezydenta? Ile jego samego? A może i jakichś zagranicznych doradców? Oto jeden z przykładów. Na stronie internetowej zwykle wiele mówi o człowieku sposób eksponowania jego fotografii: jej treść, ale i rozmiary, usytuowanie, miejsce w sekwencji stron. Tu w każdym aspekcie rozwiązanie jest udane: wszystko zdaje się mówić, że przedstawiana postać łączy skromność ze świadomością swojej rangi. W tymże duchu jest umieszczenie zdjęcia zbiorowego - prezydenta z jego współpracownikami (jak na dawnych płótnach mieszczan holenderskich z podpisem ,,Regentes'').Przy całej multimedialności, na wartość strony wpływa decydująco jej tekst. Teksty sa rzeczowe, treściwe, a zarazem wprowadzają atmosferę pogodnej, lekkiej, konwersacji w zamożnym inteligentnym domu. Ot choćby te ciekawostki o tym, jak dbała o swą kondycję i urodę jedna z dawnych pań tego pałacu, namiestnikowa Zajączkowa. Całość tekstów ukształtowana linkami daje bogactwo informacji o Polsce - o jej życiu politycznym i kulturalnym. Stwarzamy czytelnikom możliwość samodzielnych porównań, jak takie strony są robione w innych krajach. Wystarczy skorzystać z odpowiednich pozycji naszego Banku Informacji Politycznej w jego dziale pierwszym (pozycje A-D) lub drugim (reszta pozycji). Nie spocznie jednak żaden szanujący się recenzent, dopóki nie wypatrzy jakichś uchybień. Pora więc przejść do nich, łatwo - na szczęście - usuwalnych. Bywają błędy literowe (np. ,,dobór'' zamiast ,,dóbr''), co się rozumie, ale tym nie mniej trzeba zachęcić redakcję do zrobienia szybko uważnej korekty. Błędem trudniejszym do wybaczenia, za to jeszcze szybciej usuwalnym, jest brak polskich liter w niektórych tekstach (niedoróbka w programowaniu danej strony). Nazwisko ,,Kwaniewski'' (z braku polskiego ,,ś'') może nie brzmiałoby gorzej niż ,,Kwaśniewski'', ale skoro prezydentowi przysługuje to drugie, takie przekręcenie śmieszy nieporadnością. Fotografika należy do mocnych stron omawianej całości, tym bardziej więc uderzają elementy nieudane, jak zdjęcia z Brukseli. Są słabe technicznie i nic nam nie mówią poza tym, że prezydent zasiadał w tym mieście za stołem obrad, co jest zaszczytne; ale wiemy przecież wszyscy, że na takich zaszczytach mu nie zbywa. Gdyby ktoś zaskoczył nas pytaniem, czy ta recenzja podpada pod tytułową formułę pisma, głoszącą, że jest ono robione z pozycji liberalnych, to byłby pewien kłopot. Chwalimy tu osiągnięcia ekipy tego prezydenta, który się wcale nie podpisuje pod ideami liberalnymi. Przeciwnie, jest on architektem obozu nazywającego siebie socjaldemokracją, która to formacja uważana jest przez liberałów za specjalistów od psucia gospodarki (por. uwagi Leszka Balcerowicza, o tym, jak socjaldemokraci niemieccy popsuli dzieło Erharda). Nie trzeba więc pozytywnego tonu tej recenzji brać za wyraz satysfakcji, że ,,nasi górą'', bo nie chodzi o naszych. Jest to po prostu próba oceny fachowej, dokonywanej na tle naszych własnych doświadczeń z WWW. Nie da się jednak ukryć, że w opisywanym dziele jest coś, co dla liberała musi być sympatyczne. Jest to umiejętne wychylenie w przyszłość - ku nowej, inteligentnej, technice komunikacji. Ta zaś należy do instrumentarium, po którym liberał spodziewa się wkładu w rozszerzenie sfery wolności.
|