Do spisu treści nr 4'97
Są to refleksje mające zamknąć pewien okres
doświadczeń z ,,Kurierem'' i postawić pytanie o ciąg dalszy. Zanim się je
postawi, trzeba przywołać kilka faktów na temat sposobów robienia pisma w
Internecie.
Jeden sposób polega na reprodukowaniu w Internecie zawartości tradycyjnej
gazety . Można wątpić, czy w każdym przypadku ma to sens, ale w niektórych
zapewne ma (na przykład polskie pismo szerzej dociera tą drogą do rodaków za
granicą).
Inny sposób polega na tworzeniu pisma, które nie ma tradycyjnego,
drukarskiego, odpowiednika, ale od strony redakcyjnej robione jest na wzór
tradycyjny. Obniża to kolosalnie koszty, daje swobodę modyfikowania
formy, ale ma też oczywiście swą cenę, bo w konkurencji z kategorią
poprzednio wymienioną jest się, jako pismo dotąd nieznane, na gorszej
pozycji.
Oba te podejścia są naturalne u profesjonalnych dziennikarzy. Ale
,,Kurier Polityczny'' ma inną genezę. Jak to z narodzinami nieraz bywa,
narodził się z przypadku. Zaczęli go robić nie dziennikarze, lecz paru (a
właściwie para) hobbystów Internetu, ożywionych duchem liberalnym. Mając już
nieco doświadczenia w robieniu stron internetowych oraz odpowiednie
wyposażenie, powiedzieli sobie - jak w refrenie piosenki Młynarskiego -
,,panowie, róbmy swoje''.
Oczywiście, człowiek rozsądny nie będzie myślał, że pismo polityczne mogą
robić osobnicy nie będący z zawodu politykami ani dziennikarzami, o ile
nie dołączą do nich zawodowcy. Obiecujące było w tym względzie pierwsze
spotkanie z Unią Wolności, które przyniosło w wyniku (1) błogosławieństwo
Szefa, (2) zapowiedź, że za miesiąc Biuro Krajowe będzie mieć dostęp do
Internetu, (3) spostrzeżenie, że Biuro Prasowe UW ma czterech pracowników i
ani jednej gazety.
To ostatnie było bardzo obiecujące. Skoro dwójka amatorów, na marginesie
swej pracy zawodowej, może robić wydajnie strony internetowe, to cóż to
będzie za potęga po dołączeniu czterech fachowców na pełnym etacie! I przy
tylu świetnych piórach i nazwiskach Unii Wolności!
Element przypadku, który zakpił z tego zamysłu polega na tym, że do tej
pory Centrala Unii nie ma dostępu do Internetu, co blokuje internetową
współpracę. Unia zdaje się uspokajać tym, że w Krakowie wydawany jest
internetowo biuletyn organizacyjny partii. Oczywiście, wewnętrzny biuletyn z
anonimowymi komunikatami, to nie to samo, co forum, na którym wybitni
politycy przemawiają do narodu i pozyskują go dla swych idei. Ale to jest
nasz pogląd, nie muszą go podzielać inni.
Pomińmy opowieść, jakiej weryfikacji (czy raczej falsyfikacji) uległy
punkty 1 i 3. Dość, że ,,Kurier'', już rozpędzony w wyniku początkowych
nadziei, miał toczyć się dalej bez spodziewanego silnika i paliwa. To był
przypadek, który godzi się nazwać szczęśliwym. Tak bowiem powstał
eksperyment, z którego płyną ważne, ciekawe, wnioski.
Wniosek Pierwszy. Najpotrzebniejsze jest takie pismo
internetowe, które obywa się prawie bez własnych artykułów i autorów (chyba,
że ma się możność pozyskania autorów najwyższej klasy). Udostępnia natomiast
najlepsze istniejące w Internecie teksty wedle kryterium wyboru dyktowanego
linią programową pisma.
Dobrym na to przykładem jest odczyt
Miltona Friedmana zamieszczony w numerze 3,
1996, będący sugestywnym streszczeniem jego głównych tez (ściśle biorąc,
zyskalismy doń prawo ,,druku'', ale gdyby się to nie udało, zostałby
zrobiony link). Może to dawać silniejsze oddziaływanie na świadomość niż
teksty pisane na zamówienie redakcji, pokazuje bowiem pozycję i siłę danego
poglądu na ogólnoświatowym rynku idei (siła np. Friedmana jest nie tylko w
wadze argumentów i nagrodzie Nobla, lecz także w sukcesie gospodarczym jego
autorstwa).
Wniosek drugi. Minimum własnych tekstów w tego rodzaju piśmie sprowadza się
do dwóch małych form: felieton i link komentowany (do drugie jest nazwą
całkiem nowego obiektu, stąd trzeba było wymyśleć nowe określenie). Felieton
ma poddawać i wzmacniać, by tak rzec, tonację myślową pisma; tak czynią
niektóre teksty z cyklów ,,Recenzujemy na gorąco'' i ,,Caeterum
censeo''. W tej tonacji ma być odbierana cała pozostała zawartość.
Link komentowany to forma wręcz mikroskopijna: kilka wierszy
towarzyszących odpowiednio zaświetlonej nazwie tekstu, do którego daje się
internetowe przejście, tak czyniąc z niego składnik budowanego przez
redakcję hipertekstu. W tych wierszach ma się podać najkrócej treść
podłączonego tekstu, powód, dla którego się go tak wyróżnia i jego miejsce w
kontekście danego numeru. Wielką rolę tego rodzaju internetowych komentarzy
podnosi Umberto Eco w felietonie ,,Neonazizm w Internecie. Zalety dobrze
pomyślanego przeglądu'' -- zob. Trzecie zapiski na pudełku od
zapałek, wyd. ,,Historia i Sztuka'' 1997; informujemy o nich na innym miejscu tego numeru.
Wniosek trzeci. Tak pomyślane pismo wymaga znalezienia odpowiedniej formy
redakcyjnej i wypracowania procedur komputerowych dla jej realizowania.
Forma, do której doszedł ,,Kurier'' po pierwszym okresie robionych ,,po
omacku'' składanek, polega na stosowaniu jakby ,,trójwymiarowej'' tabeli
wprowadzającej w treść danego numeru, a zarazem w najważniejsze elementy
numerów poprzednich. To ostatnie czyni lewa, wąska, kolumna tabeli. Prawa,
szeroka, kolumna stanowi aktualny spis treści dostarczający, z natury
rzeczy, linków do odpowiednich pozycji wewnątrz numeru. Są to więc linki
wewnętrzne i zarazem komentowane.
Linki wiodące na zewnątrz, tj. do innych siedzib (sites) internetowych
najlepiej się mieszczą w ,,trzecim wymiarze'' tabeli symulowanym w ten
sposób, że w szeroką kolumnę tabeli wmontowuje się, korzystając z możliwości
róznicowania kolorem, dodatkową tabelę. Tego typu tabela może służyć i do
innych celów, zwłaszcza do zapowiedzi redakcyjnych (wtedy odzorowuje ona
przyszłość, podczas gdy reszta szerokiej kolumny dotyczy teraźniejszości,
zaś wąska kulumna - przeszłości).
Co do proceduralnej kuchni, to przykładowo odnotujmy, że efektywność, tempo
i niezawodność pracy redakcyjnej zależą od optymalizacji rozwiązań
software'ych (np. pewna kombinacja MS Windows i DOSu z Unixem), od
przemyślanego nazewnictwa plików, struktury katalogów itp. Co się tyczy
strony plastycznej, ważną jest rzeczą ekonomizacja: nie obciążać tekstu
wielobajtową grafiką, a za to intensywnie ,,grać'' na rozmaitości fontów i
kolorów, nie niosącej dodatkowych obciążeń.
Nie są to wszystkie doświadczenia z tych
ekperymentalnych miesięcy. Inne pozwalają na oszacowanie nakładów czasu i
pieniędzy, jeszcze inne są doświadczeniami z kontekstu społecznego. Należy
do nich spostrzeżenie, że zestaw umiejętności potrzebny do tworzenia
,,Kuriera'' okazał się dość unikalny, stąd trudno było o partnerów i
wspólpracowników. Zwłaszcza, gdy się okazywało, że w tym zestawie mieści się
gotowość do pracy bez honorariów.
Ostatniemu z wymienionych czynników nie można odmówić racjonalności.
Każdy ma prawo mieć hobby, ale żadne hobby, także to polegające na pracy
społecznej, nie jest obowiązkowe. Z drugiej strony, impreza mająca się
cechować trwałością i regularnością, a taką jest każde czasopismo, nie może
się opierać jedynie na zapałach jednej czy dwóch osób. Wtedy gotowa się
załamać choćby z powodu grypy redaktora.
Tak więc, po tym okresie ekperymentalnym pismo staje przed koniecznością
poszerzenia zespołu, co musi się wiązać z kosztami. Będzie więc istnieć
nadal tylko wtedy, gdy stanie za nim odpowiednio można instytucja,
dostrzegająca w nim środek do realizacji swych własnych celów. Warunkiem
koniecznym jej znalezienia jest określenie kierunku poszukiwań.
Profil, ktorego dorobił się ,,Kurier'' w okresie pierwszej młodości
wyznacza dwa możliwe kierunki. Jeden byłby związany z tytułowym określeniem
się politycznym na pozycjach liberalnych, drugi z tematyką roli nauki dla
polityki, która ta tematyka stawała się coraz bardziej dominująca (m.in.
przez cykl ,,caeterum censeo'').
Gdyby pójść w pierwszym z tych kierunków, to - teoretycznie rzecz biorąc
- nadal idealnym kandydatem jest Unia Wolności. Nie wydaje się jednak, byśmy
tu mieli do czynienia z ideałem gotowym ,,sięgnąć bruku''. Na przykład,
skłonić pracowników Biura Prasowego do nauczenia się HTML, Unixa etc, czy
też wyasygnować gotówkę na opłaty internetowe. Ale nie można wykluczać
pewnego zwrotu w myśleniu Unii. Nie skreślamy więc tej ewentualności.
Kierunek na tematykę podstaw bezpieczeństwa i pomyślności państwa,
jakimi są badania naukowe, miałby właściwego partnera w Ministerstwie
Edukacji czy Komitecie Badań Naukowych. Oczywiście, rutyna działania
instytucji trudna jest do pogodzenia z taką jak obecna prywatną inicjatywą,
która statecznym urzędnikom może się wydać ekstrawagancka. To nie powód
jednak, by rezygnować z prób.
Uznawszy, że pora podjąć starania w jednym lub drugim kierunku, na czas
ich trwania zaprzestajemy pracy nad ,,Kurierem''. A powód jest taki. Dopóki
nie ma pewności, czy nastąpi kontynuacja (już z odpowiednim zapleczem
społecznym i finansowym), a przy tym jest tak jak właśnie jest, że
eksperyment doczekał się jakichś wyników, co nadaje mu sens niezależnie od
dalszego ciągu, to jest rozsądne się wstrzymać z kolejnymi numerami. I tak
z nastaniem maja ,,Kurier'' udaje się na wczesny letni urlop.
Jeśli ,,Kurier'' ustabilizuje sie w nowych warunkach, nie będzie to już
pólko eksperymentalne, ale pełnokrwiste pismo. A jeśli się to nie uda?
Wtedy stanie się wspomnieniem pionierskiej wyprawy, jakiej się nigdy nie
żałuje, niezależnie od tego, dokąd się zaszło.
Podsumowanie Eksperymentu