Do spisu treści nr 5'97
Europa Środkowa - wspólnota umysłowa i sąsiedzka
Termin ,,Europa'' pojawia się z jedną z trzech przydawek: zachodnia, wschodnia, środkowa. Kiedy występuje bez przydawki, to często - jak zauważa Norman Davies - oznacza tylko Europę zachodnią (wprawdzie z Grecją, ale bez Czech, Polski, Węgier etc.). Jest to błąd, który należy korygować. Jak? Właściwa odpowiedź brzmi: Europa Środkowa to nie tylko geograficzny wschód Zachodniej (jest to prawda, ale banalna), lecz wspólnota mocno powiązana interesami sąsiedzkimi oraz mająca wspólny, dobrze służący kontaktom i kooperacji, dorobek intelektualny. W potocznym obiegu mieszają się i zacierają wzajemnie dwa pojęcia Europy Środkowej. Jedno, z odcieniem nieco pejoratywnym, utożsamia (z grubsza) ten obszar z krajami, które przez ponad wiek lub dłużej były podbite przez Niemcy lub Austrię. Drugie pojęcie obejmuje także Niemcy i Austrię. Tego drugiego nie trzeba rozumieć topograficznie, co by wykluczało przynależność (np. niemieckiej Nadrenii) do wyraźnie zachodniej strefy Europy. Trzeba je rozumieć jako uczestnictwo w polu wzajemnych oddziaływań, co nie przeszkadza obecności w innych polach (Renu, Alp itp). Owa asymetria w polu wschodnim, na tym polegająca, że Austria i Niemcy więcej intelektualnie dawały niż brały, nie umniejsza realności wspólnoty oraz faktu, że miał do niej jakiś wkład każdy z uczestników.
Miał np. miejsce wpływ języka niemieckiego na polski (,,mieć miejsce'' to niemieckie ,,stattfinden''). Ale, z kolei, pisząc w tym języku, wybitni autorzy (czescy, polscy, węgierscy i inni) wnosili wkład do niemiecko-języcznego dorobku. Takie sprzężenia zwrotne zasługują na specjalną monografię. Tytułem przykładu, obejmującego pewien fragment owego pola, można przytoczyć książkę angielskiego historyka nauki Petera Simonsa Philosophy and Logic in Central Europe. From Bolzano to Tarski, Kluwer 1992, omówioną pod interesującym nas kątem przez Gabriela Falkenberga. Książka poświęca też wiele uwagi wzajemnym oddziaływaniom uczonych polskich i austriackich.Wymieniony w tytule Bernard Bolzano (1781-1848), wielki matematyk, filozof i teolog tworzący po niemiecku, był Czechem pochodzenia włoskiego, czynnym w Pradze, a jego dorobek był znacząco kontynuowany przez logików polskich, zwłaszcza Alfreda Tarskiego. Toteż nazwisko Bolzano dobrze się nadaje na symbol wspólnego dorobku umysłowego Europy Środkowej.
Co się tyczy wspólnoty sąsiedzkiej to materiału do jej zdefiniowania dostarczyła tegoroczna letnia powódź w Polsce, Czechach i na wschodzie Niemiec. Pokazała ona, jak konkretne są wspólne interesy i jak wiele jest razem do zrobienia. Bliska współpraca konieczna jest w sprawach bezpieczeństwa, ekologii, komunikacji, handlu, turystyki. Choćbyśmy bardziej lubili Francuzów czy Amerykanów, nie zmieni to faktu, że wspólne granice mamy z Niemcami i Czechami.
Udatną konkretyzacją tego rodzaju wspólnoty są organizacje zwane euroregionami. Kazimierz Dziewanowski przypomniał je przy okazji lipcowej powodzi w rejonie Odry ("Rzeczpospolita" z 2-3 sierpnia 1997, ,,Jesteśmy pośrodku'').
Idea [euroregionów] była narazie chyba zbyt świeża, a płynące z niej korzyści niedostatecznie znane. Teraz, gdy tylko jedna rzeka - Odra - wyrządziła szkody jednocześnie trzem krajom, okazało się, że temu kataklizmowi żaden z naszych krajów: Polska, Czechy i Niemcy, w pojedynkę rady nie da. I tu przypomina się stare polskie słowo ,,samotrzeć'': we trzech, wspólnie. Wżdy to lepiej niźli w pojedynkę.Jest więc Europa Środkowa splotem wzajemnych interesów, co stwarza warunki do łączenia sił. Trzeba je łączyć tam zwłaszcza, gdzie rzecz idzie o podstawową rację stanu, to znaczy w sferze nauki. Nie czekając na odgórne poczynania polityków, warto pomyśleć o współpracy towarzystw naukowych. Stała się ona łatwiejsza i tańsza, odkąd można ją organizować za pomocą Internetu. W roku 1998 przypada 150-lecie śmierci Bernarda Bolzano; jej wspólne upamiętnienie byłoby okazją do przypomnienia sobie, może nie bez skutków praktycznych, tradycji wspólnego myślenia Austriaków, Czechów, Niemców i Polaków.Ta idea Europy Środkowej znalazła wyraz symboliczny w spotkaniu w czerwcu 1997 w Gnieznie, u grobu św. Wojciecha, papieża i prezydentów siedmiu państw tego regionu. Definicja Europy Środkowej, której dostarczył skład uczestników pokrywa się z proponowaną na wstępie tego szkicu. Byli w tym gronie prezydenci Niemiec i Austrii oraz Czech, Polski i Węgier, a nadto Słowacji i Słowenii. Fakt, że spotkanie nastąpiło z iniacjatywy papieża Polaka, którego wybór dokonał się nie bez wkładu austriackich i niemieckich książąt Kościoła, ma też wymowę symbolu, przypomnienia o duchowych fundamentach Europy, podobnych tym, o jakich marzyli św. Wojciech (biskup praski) papież Sylwester II, cesarz niemiecki Otton III i polski król Bolesław Chrobry.
Definicja Europy Środkowej wymaga też wskazania, jakie treści do tego pojęcia na pewno nie należą. Są to cechy charakteryzujące Europę Wschodnią. Ich identyfikacji dobrze się przysłużyło niedawne wydarzenie polityczne w Rosji. Była nim uchwała Dumy o preferencji dla czterech religii wschodnich: prawosławia, Islamu, judaizmu i buddyzmu. Te cztery są uznane za dozwolone z mocy prawa, podczas gdy pozostałe, w tym katolicyzm i wyznania protestanckie muszą się legalizować przez akt rejestracji. Co by się nie rzekło o skutkach tej uchwały, ma ona tę zaletę, że ułatwia, prawem kontrastu, określenie Europy Środkowej.
Uchwała Dumy nie nabrała jeszcze (początek sierpnia 1997) mocy prawa, gdyż prezydent Borys Jelcyn odmówił jej podpisania. Ale jakie by nie były dalsze jej losy, to co już zaszło rzuca światło na orientację umysłową Rosji, za którą idzie opcja cywilizacyjna. Jest to orientacja ku Wschodowi.
Znamienne jest to, że Jelcyn, zanim odmówił podpisu, miał okres trudnego wahania. Jego źródła są oczywiste. Odmowa akceptacji to sprzeciwienie się zdecydowanej woli parlamentu wybranego demokratycznie, a więc wyrażającego postawy większości. Pójście pod prąd narodowi i Cerkwi wymaga determinacji porównywalnej z tą u Piotra Wielkiego, nawet gdy Jelcyn ma powód dodatkowy, natury mniej patetycznej - zapowiedź Kongresu USA, że dyskryminacja wielkich religii zachodnich pociągnie wstrzymanie amerykańskiej pomocy gospodarczej. Ten powód o tyle jeszcze komplikuje sprawę, że przez Rosjan może być odbierany w kategoriach zachodniego dyktatu. (Wnikliwe omówienie sprawy daje artykuł Bohdana Cywińskiego "Wyznania w Rosji. Wracają carskie wzory" w Rzeczpospolitej z 23-sierpnia, s.16)
Byłoby jednak anachronizmem poprzestać na różnicach religijnych. Nie są one pierwszoplanowe, gdy trzeba się ustosunkować do (wciąż jeszcze funkcjonującego) pojmowania Europy Środkowej jako strefy pośredniej między Wschodem i Zachodem, wchodzącej niegdyś do terenów podbitych przez Austrię i Niemcy (jest to pierwsze z określeń przytoczonych wyżej, na wstępie). Sami jej mieszkańcy miewali poczucie znajdowania się ani tu ani tam, czemu daje wyraz np. Jerzy Liebert, piszący o swej Warszawie: ,,ani tu Zachód ani Wschód - Coś tak, jak gdybyś stanął w drzwiach''. Ten ANI ZACHÓD ANI WSCHÓD bywał zaliczany raczej do Wschodu ponieważ - w opinii różnych autorów - w zbyt małym stopniu sobie przyswoił cywilizację zachodnią. Aby ocenić owe oceny, trzeba spytać, co jest dla tej cywilizacji, słusznie dumnej z siebie, naprawdę istotne.
Na Zachodzie Europy dokonała się synteza dorobku Bliskiego Wschodu (przez tenże Wschód z czasem porzuconego) oraz tego, co działo się w całym basenie śródziemnomorskim. Obejmowała ona filozofię, religię, prawo, rzemiosło, matematykę, wreszcie (to przyszło najpóźniej) nauki eksperymentalne. W średniowieczu ogniskami tego procesu były zrazu Rzym papieski i stolice władców pretendujących do dziedzictwa Karola Wielkiego. Od nich fala cywilizacyjna, pokrywająca się z ekspansją Chrześcijaństwa, posuwała się na wschód - póki się nie spotkała z inną falą, wzbudzoną od wschodu przez centra cywilizacji bizantyjskiej. Zderzały się te fale w środku Europy.
Jakie znajdowało to odzwierciedlenia w świadomości społeczeństwa polskiego?
W dawnej Rzeczypospolitej i potem, w okresie zaborów, tylko mała część warstw oświeconych miała tę świadomość, że siła kraju zależy od uczestnictwa w naukowej i technicznej cywilizacji Zachodu. Buntował się przeciw niej choćby Norwid (,,epopeę gdy machina zgniotła''), Mickiewicz roił o nadejściu ery słowiańskiej, a w naszym już wieku - przypomnijmy - jakże silnie Narodowa Demokracja grawitowała ku Rosji, a zarazem snuła wizję sielskiej Polski rolniczej. Ale zarazem, wielu Polaków było dalekich od identyfikacji ze sferą Wschodu. W tym sensie, w sensie mieszania się wpływów i opcji, istniała strefa pośrednia, obejmująca Polskę i inne rejony z tego styku.
Dopiero układ jałtański, w niezamierzonych przez autorów skutkach, doprowadził do jednoznacznej okcydentalizacji polskiej świadomości. A stało się to poprzez dwa dopełniające się wzajem czynniki. Jednym z nich było terytorialne przesunięcie na zachód, z takimi skutkami, jak zmiana składu ludnościowego (np. ubytek ludności białoruskiej) oraz wejście na ziemiach zachodnich w dziedzictwo kulturowe niemieckie (przenikające choćby przez architekturę). Drugim czynnikiem, to półwiekowe doświadczenie systemu sowieckiego, odczuwanego jako produkt wschodni, a dokładniej, rosyjski (mimo teoretycznego wywodzenia go od Marksa). Żywiołowy i masowy tropizm Polaków w kierunku NATO, najsilniejszy spośród krajów byłego bloku, to niewatpliwy owoc Jałty i pojałtańskiej polityki rosyjskiej.
W wyniku tych procesów polska świadomość polityczna stała się powszechnie i mocno prozachodnia, podobnie jak czeska i węgierska, co nam teraz pozwala na wspólny równy marsz do NATO i do Unii Europejskiej (południowi bracia też dostali w tym względzie korepetycje, jedni w 1956, drudzy w 1968). Nie ma już żadnych szans na powrót np. mitu Słowiańszczyzny, jako niosącej nową fazę cywilizacji, po fazach romańskiej i germańskiej - mitu, w którym się wyrażała opcja antyzachodnia niektórych Polaków. Bywały nawet i takie orientalne tendencje, coprawda odosobnione i egzotyczne (Sadyka Paszy czyli Michała Czajkowskiego) by wiązać się politycznie z Islamem jako wrogiem Rosji i Habsburgów. Nic z tego nie ma szans na odżycie w świadomości współczesnych Polaków.
Tak przedstawiają się nasze chcenia. Jak to chcieć ma się do móc? O możliwościach świadczy polska obecność w procesach kulturowych, dokonujących się do drugiej wojny światowej na obszarze Europy Środkowej, tej branej w poprzednio rozważanym rozumieniu (obszar wpływów niemieckich i austriackich). W dziedzinie tak ważnej jak prawo, świadczy o skali możliwości własna tradycja polskiego parlamentaryzmu, w tym konstytucja 3-go maja, świadczą też nie od dziś podobne zachodnim kodeksy cywilny i handlowy.
Na równi z prawem, o sukcesie cywilizacji zachodniej przesądziły dwa inne czynniki. Jednym z nich są triumfy matematyki. Na tym polu jest do odnotowania zdumiewający wkład polskiej szkoły matematycznej, zwłaszcza w okresie międzywojennym. Toteż znaczącym rozgałęzieniem obecnego tematu jest refleksja nad osiągnięciami tej szkoły.
Jeszcze inny czynnik jest silnie powiązany i z kulturą prawną i z opartym na matematyce rozwojem nauki, ale się do tych dwóch nie sprowadza. Jest nim specyficznie zachodnia pluralistyczna recepta na stabilność państwa, z gruntu odmienna od metody rosyjskiej. Bierze się ona z dostrzeżenia roli mechanizmówów informatycznych w funkcjonowaniu państwa. Państwa wyzwolone przed kilku laty z dominacji rosyjskiej dopiero teraz mogą praktykować zachodnią metodę utrzymywania stabilności, obejmującą pluralizm polityczny i wolny rynek.
Ten proces przebudowy cywilizacyjnej zachodzi także w kilku krajach, których nie obejmuje definicja Europy Środkowej (ta symbolizowana zjazdem siedmiu prezydentów w Gnieznie). Zachodzą tam procesy mogące doprowadzić do powstania nowego regionu Europy Zachodniej, najdalej wysuniętego na wschód, tworzącego jeszcze jeden układ sąsiedzki.
Co się tyczy samej Rosji, to nie tylko jej możliwości, lecz także intencje pozostają niejasne. Co będzie się w niej i z nią działo, okaże się pasjonującym rozdziałem historii politycznej 21-go wieku.
URL - http://www.pip.com.pl/kp-uw/