MET.SOC. SPIS TREŚCI       LECTORIUM       CALCULEMUS


Witold Marciszewski
Społeczeństwo Informacyjne
Koniec Historii?


Pojęcia końca historii nie wymyślił Francis Fukuyama. Pojawiło się ono w Starym Testamencie jako idea królestwa Mesjasza, wedle której historia zmierza ku globalnemu państwu pomyślności mającemu być fazą dziejów ostateczną. Chrześcijaństwo przeniosło tę wizję w sferę eschatologiczną, poza bytowanie ziemskie, ale jej ziemska wersja wciąż odżywa, jak w doktrynie milenarystów, w mesjanizmie Mickiewicza, w marksowskiej idei społeczeństwa bezklasowego, a ostatnio choćby u Fukuyamy. Nie od rzeczy będzie spytać, jak się ma owa wizja do pewnych koncepcji społeczeństwa informacyjnego. Przypomniała o nich niedawna dyskusja na tych łamach.

Gdy dziennikarze zapraszają do dyskusji ekspertów, to oczekują, z właściwym sobie nerwem dramatycznym, że rozpęta się burza polemiczna, tym bardziej frapująca, że angażująca rzetelną wiedzę fachową. Niestety, fachowa wiedza nie sprzyja burzliwej dyskusji. Toteż eksperci, by uczciwie zarobić na swe honoraria, symulują niezgodę. A jeśli im się to uda, to pozorną niezgodę można usunąć przez proste zabiegi logiczne.

W rzeczonej debacie były dwa stanowiska przeciwstawne, które reprezentowali panowie -- nazwijmy -- A i B, oraz jedno pojednawcze, pana C (litery nie są aluzjami do nazwisk, a wszelka zbieżność jest przypadkowa). Żeby nie powtarzać przydługiej frazy "społeczeństwo informacyjne" będę ją skracał do formy "SpIn".

--- Wedle A, SpIn jest faktem, i to faktem pozytywnym, stanowiącym kolejny etap rozwoju cywilizacji, choć rodzącym też problemy i zagrożenia.

--- Wedle B, koncepcja SpIn jest wymysłem etatystycznym (tzn. należącym do ideologii, że rozwojem społecznym ma sterować państwo). Najpierw etatystów japońskich, potem francuskich, wreszcie brukselskich, przemawiających w imieniu UE. Pan B zmierza do tezy, że SpIn jest fikcją, wyprowadzając ten wniosek z powyższych, dobrze przezeń udokumentowanych, przesłanek, a również ze spostrzeżenia, iż Amerykanie nie deklamują o przebudowie społeczeństwa w kierunku SpIn, tworzą natomiast narodową strukturę informacyjną i najlepiej na tym wychodzą.

--- Wedle C, istotnie brak jest w USA ideologii SpIn, gdyż nie musi się planować tego, co już się dzieje. Mówi o tym C z należytą dosadnością: tam się nie gada, tam się robi. Stąd, miałbym ochotę zapytać pana B, czy będzie twierdził, że to nie prawda, iż w 19 wieku powstało w Anglii społeczeństwo przemysłowe, a twierdził na tej podstawie, że królowa Wiktoria nie ogłosiła zamiaru stworzenia społeczeństwa przemysłowego.

Przytrafiło się też B potknięcie, gdy wyrzekł jednym tchem, że francuscy socjologowie uczynili z hasła SpIn cel ideologiczny i że pokłosiem tego był sukces komercyjny serwisu Minitel. Jeśli jakaś ideologia przynosi takie sukcesy, to czym prędzej należy zaszczepić ją w kraju, któremu dobrze się życzy, np. w Polsce. Filipika przeciw ideologiczności hasła SpIn okazuje się niecelowa, skoro ono tak dobrze sprawuje się w praktyce. Użyłem celowo słowa "potknięcie", bo kto się potyka, nie musi zaraz chybiać celu, ku któremu zmierza. W innych miejscach B wysuwa silniejszy argument na rzecz swej tezy, że SpIn nie istnieje; poświęcimy mu uwagę w ostatnim odcinku.


Czy przymiotnik ,,informacyjny'' ma stopień wyższy?

Trafnie i z pożytkiem dla klarowności sprawy zauważa B, że nie da się wskazać wyraźnej cezury dzielącej społeczeństwo informacyjne od wcześniejszego, to jest industrialnego. Jeśli pomimo tak dobrego startu dalsza droga gubi się w manowcach, to dlatego, że B popełnia pewien błąd metodologiczny (który jednak naprawimy i po tej poprawce podejmiemy dyskusję z tym, co w wywodach B jest najsilniejsze). Jest to ten błąd, że się nie dopuszcza, iżby przymiotnik "informacyjny" miał stopień wyższy. Wprawdzie gramatyka nie zna formy "informacyjniejszy"; ale czemu nie można by z sensem mówić, że jakieś społeczeństwo jest bardziej informacyjne od innego?

Winą za błąd ignorowania stopniowalności należy obarczyć szkoły, w których pobieraliśmy naukę historii, gdy nam wmawiano, że pewnego dnia skończyło się średniowiecze, a zaczęła nowożytność. W ogóle, szkoła średnia w trosce, by młódź miała jasno w głowie, uczy podziałów jasnych a nieprawdziwych. Traktuje się w niej wszelkie pojęcia jako klasyfikacyjne (jak się mówi w logice), podczas gdy takie występują z reguły w matematyce, a w naukach o świecie empirycznym mamy prawie wyłącznie pojęcia stopniowalne czyli (mówiąc technicznie) porządkowe. Pierwsze dzielą ostro zbiór na podzbiory, drugie ujmują fakt zachodzenia uporządkowanego ciągu obiektów. W tym ciągu dobrze jest nieraz wyróżnić odcinki i wtedy trzeba między parą odcinków wskazać ostro jakiś punkt graniczny, ale takich podziałów nie wolno absolutyzować; powinno się zawsze wskazać wzgląd kierujący daną propozycją podziału.

Na przykład, może to być moment, wskazany przez A, gdy większa część dochodu narodowego pochodzi z przetwarzania informacji. To jest rozsądny wzgląd choćby dlatego, że pozwala prognozować wzrost eksportu, spadek bezrobocia itp. jako trendy mające przyczynę w wyższym stopniu informacyjności. Trafnie powiada A, że państwo osiąga poziom cywilizacji informacyjnej dzięki firmom, których domeną działalności jest praca intelektualna. Ale trzeba dodać, że także dzięki rozumnemu systemowi prawa. Prawo powinno, zgodnie ze stanowiskiem B (którego antyetatyzm zasługuje na aplauz), zapewniać maksymalny rozwój przedsiębiorczości indywidualnej. O tyle jednak niezbędne jest państwo, że tylko ono jest w stanie stworzyć prawo odbierające mu dominację nad przemysłem informatycznym; nie musi być przeto pustą ideologią (jak wywodzi B), gdy sprawę SpIn politycy postawią w centrum zainteresowań państwa (rzecz w tym, by nie postawili jej na głowie).

Tak więc, nie ma ostrego podziału na społeczeństwa informacyjne i pozostałe, jest natomiast stopniowalna cecha bycia społeczeństwem bardziej informacyjnym od innych. Gdy w społeczeństwie fenickim wynaleziono i upowszechniono pismo, stało się się ono bardziej informacyjne niż sąsiedzi. To samo powiemy o skutkach wynalezienia cyfr arabskich, druku, notacji binarnej, alfabetu Morse'a itd.

Istotne jest to: czy gatunek ludzki rozwija się w kierunku społeczeństw coraz bardziej informacyjnych, czy w przeciwnym, czy też stoi pod tym względem w miejscu? Na to wszyscy dyskutanci odpowiadają z mocą jednakowo: "na naszym globie społeczeństwa są coraz bardziej informacyjne". Nie ma więc różnicy stanowisk! Ale... może ona się pojawić przy następnym pytaniu.


Czy przymiotnik ,,informacyjny'' ma stopień najwyższy?

Jest to pytanie równoważne kwestii zawartej w tytule: czy społeczeństwo informacyjne ma stanowić ostateczny etap w dziejach cywilizacji?

Inspirację do tych rozważań przynosi tekst B, a to przy sposobności argumentacji, że społeczeństwo informacyjne nie zaistniało na tym świecie. Jego argument dobrze się mieści w proponowanym wyżej wzorcu myślenia za pomocą pojęć porządkowych. Jeśli B zgodzi się na poprawkę logiczną, by poniechać tu pojęć klasyfikacyjnych, to jego różnica w stosunku do stanowiska A polega na tym, że w innym miejscu proponuje on umieścić punkt krytyczny odzielający erę przemysłową od informatycznej. Stawia on tezę nastepującą.

"Prawdziwe zakończenie ery przemysłowej nastąpi dopiero wówczas, gdy rozwój sztucznej inteligencji i nanotechnologii doprowadzi do opracowania metod samoreplikacji i samodzielnej reprodukcji dóbr materialnych. Tego typu technologie umożliwiłyby m.in. podbój przestrzeni kosmicznej i na zawsze uwolniły człowieka od troski o zasoby energetyczne i materialne."

Oczywiście, można i w tym miejscu postawić cezurę. Poprawne są oba przejścia, i to proponowane przez A (SpIn polega na dominującej roli informatyki w wytwarzaniu dochodu narodowego), jak i to proponowane przez B (SpIn polegałoby na całkowitym zastąpieniu technik przemysłowych technikami informatycznymi). Spierać się, której fazie przysługuje termin "społeczeństwo informacyjne" byłoby jałowym sporem werbalnym; takie rzeczy się ustala przez umowę definicyjną.

Nie jest natomiast kwestią werbalną lecz merytoryczną, czy daną fazę uzna się za ostateczną. Parafrazując rzecz w języku gramatyki, można zapytać: czy przymiotnik "informacyjny" ma w tym kontekście stopień najwyższy? W tej sprawie nie wypowiada się wprost żaden z dyskutantów, lecz gdy wsłuchać się w tonację cytowanej przed chwilą wypowiedzi B, zdaje się z niej przemawiać wizja przyszłego dojścia do szczytu dziejów cywilizacji. Chcę jej przeciwstawić odmienną wizję: nie będzie to szczyt ostateczny, lecz taki, z którego wieść będzie droga do następnego szczytu. Ludzie zwykle byli zbyt nieśmiali i skrępowani w przewidywaniu skali postępu. Nauczeni więc doświadczeniem, że realność zwykła przerastać wyobraźnię, nie musimy się obawiać śmiałych wyobrażeń o przyszłości.

Skąd brać te doświadczenia, gdy teraźniejszość tak mało dostarcza tropów wskazujących na przyszłość? Trzeba te nieliczne tropy oświetlić jakąś wizją filozoficzną. Takie wizje zdarzały się w dziejach myśli filozoficznej, ale temat to osobny, który wymaga wtajemniczenia w splot historii filozofii z historią nauki i techniki. Odłóżmy go więc do innego razu.

Do początku strony