Do spisu treści nr 5'97
Norman Davies o pojęciu Europy |
Te postawy polityków zachodnich kształtowały się w klimacie, do którego się przyczyniał przekaz historyczny w renomowanych uczelniach. Jak w 18-tym wieku, tak i w drugiej połowie 20-go dzielono Europę na Zachód i Wschód, po jednej stronie lokalizując całe światło, pod drugiej cały mrok. Jako przykład takiej postawy Davies wymienia Johna Plamenatza z Oksfordu i kilka nazwisk wcześniejszych historyków niemieckich. Oprócz braków wiedzy, które trudno by zaliczyć do niezawinionych, musiał tu zawinić pewien niedostatek kultury logicznej. Polega on na tym, że stosuje się zaabieg klasyfikacji tam, gdzie trzeba dokonywać stopniowania, a przy tym myśli się statycznie miast ewolucyjnie. Błąd to pospolity wśród pospolitych ludzi; trudniej jednak zrozumiały, gdy zawodowi badacze dzielą Europę na dwa rozłączne obszary: zachodni, w którym istnieje wysoka cywilizacja oraz wschodni, w którym nie ma żadnej. Jest to błąd tego rodzaju, jak gdyby ktoś jadąc zwężającą się drogą, twierdził, że drogi w ogóle nie ma, czy to przez prymitywizm języka, w którym brak form gramatycznych na stopniowanie, czy z jakichś przyczyn emocjonalnych ... To prawda, gdy posuwamy się w Europie z zachodu na wschód, obserwujemy zwężanie się traktu cywilizacji -- widoczne w skali architektury, stanie dróg i łączności, poziomie techniki, jakości prawa, liczbie uniwersytetów, liczbie wielkich nazwisk w nauce i sztuce, itd. Ale prawda jest też taka, że droga istnieje, daje się rozszerzać i ciągle się rozszerzała w miarę posuwania się czasu historycznego -- z wyjątkiem okresu socjalizmu, który w Jałcie zaakceptowali dla Europy Wschodniej politycy zachodni. * Gdy chce się zdać dokładniej sprawę z sytuacji w Europie, to na skali poziomu cywilizacyjnego trzeba wyróżnić trzy rejony, które powstały w wyniku wielowiekowych procesów historycznych -- omawianych w tym numerze na innym miejscu. Granice tych rejonów będą z konieczności płynne, tym nie mniej dostarczy to pewnego obrazu. Zamiast dychotomii Zachód i Wschód, która tak dalece deformuje mapę, że prowadzi do utraty orientacji, zastosujmy trójpodział, biorąc pod uwagę region Europy Środkowej. Ale i to będzie mylące, dopóki nie powie się dobitnie, że nie chodzi tu o jakąś strefę pośrednią, ale jeden z regionów Europy łacińskiej, i w tym sensie zachodniej. Tożsamość tego obszaru jest ostatnio na nowo odkrywana i definiowana, jak o tym pisze Davies. Odrodzenie pojęcia Europy Środkowej dokonało się w połowie lat 80. za sprawą czeskiego pisarza Milana Kundery, jako antidotum na stare schematy. Wielka w tym również zasługa Anglika Timothy Garton Asha, który najskuteczniej nadał tej sprawie publiczny rozgłos.Sprawa miejsca i roli Europy Środkowej w jednoczącej się Europie, choć nadal daleka od jasności, klaruje się stopniowo w wyniku bieżących zdarzeń i procesów. Kiedy w czerwcu 1997 spotkali się z papieżem w Gnieznie u grobu św. Wojciecha prezydenci siedmiu państw składających się -- wedle własnego przekonania -- na Europę Środkową, to jest to jakiś przyczynek do definicji. Było reprezentowane w Gnieznie pięć krajów z Europy Środkowej pretendujących do Unii Europejskiej oraz dwa kraje niemieckie, z których każdy, oprócz położenia geograficznego, ma swój własny powód do pomocnej kooperacji z tamtymi pięcioma: Austria ze względu na tradycyjne z nimi więzy kulturowe, Niemcy ze względu na swą pozycję ekonomiczną i polityczną, władną wpływać znacząco na procesy integracji europejskiej. Można więc widzieć w tym spotkaniu nie tylko symbol nawiązujący do zdarzenia sprzed tysiąca lat, lecz także zapowiedź konkretnej koordynacji działań. Lipiec tegoż roku przyniósł z kolei zaproszenie do NATO dla Czech, Polski i Węgier, potwierdzając istnienie podobieństw między tymi krajami. Owe podobieństwa dysponują do synchronizacji wspólnego marszu. A te trzy kraje, to -- by tak rzec -- sam środek Europy Środkowej. Jest jeszcze jedna ważna cecha tego obszaru, jeśli go rozważać z wyłączeniem Niemiec i Austrii (ich obecność w Gnieznie miała charakter odświętny, który nie musi się przenosić na wszystkie dni powszednie). Polska, Czechy i Węgry to obszar szczególnej otwartości i chłonności względem dorobku kultury europejskiej. Szcególnej dlatego, że jest w nich obecny od wieków pęd do asymilowania nauki, sztuki i wzorców życia z europejskich centrów cywilizacji. Tak intensywna asymilacja jest możliwa tylko wtedy, gdy się jest nie tylko odbiorcą, ale i współtwórcą dóbr kultury. Stąd kraje takie jak trzy wymienione (tytułem przykładu, bez pełnego wyliczenia) stanowią wielki wdzięczny obszar dla ekspansji cywilizacyjnej tych, co mają wiele do oferowania, a szczególnie europejskich sąsiadów. Dla tych zaawansowanych sąsiadów to nie tylko zasłużony tytuł do dumy, lecz i obiecująca perspektywa komercyjna, skoro dobra cywilizacji mają też wymiar handlowy. Niestety, w świetle faktów przytaczanych przez Normana Daviesa nie wszyscy obywatele tej zaawansowanej Europy rozumieją, że znajdą w Europie Środkowej aktywnych partnerów w budowaniu cywilizacji. Aby przebić ten mur niewiedzy, trzeba byśmy sami w tej części Europy mieli większą świadomość naszego wkładu w europejskie i światowe dziedzictwo. By się do tego przyczynić w dostępnej tu skali, przygotowana został do niniejszego numeru krótka historia z gatunku ,,studium przykładu'' (case study) o polskiej szkole matematycznej (z jej wkładem w wysiłek militarny w drugiej wojnie światowej) oraz o innych podobnych faktach. |
|