Kurier Polityczny
|
K
Z ? |
Wracamy do pytania sprzed tygodnia. Jak dalece należy łączyć siły na rzecz polskiej gopodarki? Czy należy w tej sprawie bezwzględnie odmawiać współpracy z tymi, których starsi koledzy niegdyś tę gospodarkę popsuli (nawet jeśli nie oni sami, to przecież ,,czym skorupka za młodu nasiąknie...''). A że niedawno między tymi podejrzanymi a porządnymi ludźmi pojawiła się owa zbieżność mimo woli (jak to określono w poprzednim felietonie), mianowicie zbieżnośc między UW i SLD w głosowaniu nad podatkami 1997, jest to impuls do pomyślenia nad sprawą ogóniejszą: do jakiego stopnia wolno się zadawać z niewłaściwymi ludźmi? Czy należy w absolutnie wszystkich okolicznościach odmawiać im współpracy? Niech to myślenie się wesprze na przypowieści. Pali się dom. Trzeba wielu rąk do gaszenia pożaru. Ochotnicy biegną na pomoc ze wszystkich stron. Jeden z nich zauważa ze zdziwieniem, że na czele biegnących znajduje się znana w okolicy szajka złodziei. Przechodzi mu przez myśl, że to niemożliwe, by tacy łajdacy kierowali się chęcią pomożenia innym ludziom. Muszą więc mieć jakieś własne złodziejskie powody. Może potajemnie zakopali w piwnicy swe łupy, stąd tak bardzo im zależy by dom ocalał? Może... Nie rozstrzygnąwszy tej wątpliwości, nasz ochotnik biegnie dalej, bo teraz najważniejsze, by ratować ludzki dobytek. Zresztą, myśli dalej, jeśli oprócz nich będą gasić pożar i porządni ludzie, utrudni to złodziejom ich zamysły. Będzie szansa, że aby się nie zdradzić, zachowają się, bodaj chwilami, jak cała reszta przykładająca się do ratowania domu,Jak się wykłada ta przypowieść? Na jej wykładnię znakomicie się nadaje list Andrzeja Mozołowskiego do Polityki nr 48, z 30 listopada 1996 (s.78) na temat postawy zmarłego przed paru tygodniami ANDRZEJA BĄCZKOWSKIEGO. Był on wybitnym działaczem "Solidarności", a ostatnio ministrem pracy i spraw socjalnych w rządzie koalicyjnym SLD i PSL. Jego zasługą jest między innymi opracowanie projektu systemu ubezpieczeń, a więc sprawy o kluczowym dla przyszłości kraju znaczeniu. Warto wypowiedź Mozołowskiego przytoczyć w całości. Zmarł minister Andrzej Bączkowski w wieku 41 lat. W gazetach pojawiły się wspomnienia i komentarze. Jednogłośnie: był to człowiek powszechnie lubiany i szanowany - nawet przez ludzi, którzy nie podzialali jego poglądów. Z pewnością nie były to opinie kurtuazyjne, zgodne z zasadą de mortuis nil nisi bene. Szkoda tylko, że ujawnione tak późno. Za życia Andrzej Bączkowski mógł słyszeć raczej - od dawnych kolegów - że jest ,,zderzakiem'', że ,,sprzedał się postkomunistycznej władzy''. Tu nasuwa mi się analogia z krytyką, na jaką naraził się ks. prof. Józef Tischner z racji udzielenia wypowiedzi w "Trybunie", na którą odpowiedział: ,,A gdzież jest miejsce kapłana, jeśli nie między grzesznikami?'' Z czego może płynąć pewna prawda ogólna: Są ludzie (a dotyczy to szczególnie polityków), którzy najwyżej sobie cenią dobrą robotę, wykonywaną dla ogółu, która można by nazwać nieco patetycznie racją stanu, oraz inni, dla których najważniejsze jest, co ludzie (czyt. politycy) o nich powiedzą. Powinien więc Andrzej Bączkowski ,,zadawać się'' w taki sposób z SLD i PSL, czy nie powinien? Ważne jest dla przyszłości kraju, jaka uformuje się w tej sprawie opinia obywatelska. Kto gotów jest się do niej przyczynić, niech DZWONI (e-mailem) DO REDAKCJI, dzieląc się swoimi myślami; może też niezłym dla nich impulsem będzie lektura powiązanego z tym felietonem eseju na tenże temat. Dzielenie się myślami jak opłatkiem oraz głosy dzwonów i dzwonków to elementy świątecznego pejzażu, który zaczyna się już rozpościerać z początkiem grudnia (będziemy go zbogacać w następnych tygodniach).
Zapraszamy więc do dzwonienia na adres: kp-uw@saxon.pip.com.pl |