1 grudnia 1996
Chodzi o dwie rzeczy.
Po pierwsze, o to,
czy przyjąć ten rzymski aksjomat, że dobro Rzeczy
Pospolitej jest najwyższym prawem - Salus Rei Publicae suprema
lex.
Jeśli najwyższym, to musi przed nim ustąpić nawet ten kodeks honorowy,
który każe ludziom przyzwoitym unikać niewłaściwego towarzystwa. Na czym
polega przyzwoitość i nieprzyzwoitość, to sobie każdy po swojemu definiuje.
To jednak jak definiuje, nie będzie miało większego znaczenia, jeśli się
zgodzić, że od owych osobistych wartości honorowych ważniejsze jest dobro
wspólnego państwa. Po drugie, chodzi o
to, by do oceny potencjalnych partnerów zaprząc umiejętność chłodnej analizy
faktów. A więc konkretnie. Jeśli szukam partnerów do budowania gospodarki
rynkowej, to pytam, jakie są danego kandydata interesy i kompetencje.
Odpowiedzi zaś szukam nie tyle w jego deklaracjach, bo te u polityków mogą
być demagogiczne, lecz wedle ewangelicznej maksymy z uczynków ich
poznacie ich.
Chcę tu przywołać na pamięć kilka dobrych uczynków gospodarczych
dokonanych przez ten obóz, który mieni sie być lewicowym. A więc już z
definicji niejako zobowiązanym do psucia gospodarki. Zdaję sobie sprawę, iż naruszam tabu obowiązujące nawet w pewnych
kręgach Unii Wolności, że od obozu wywodzącego się z establishmentu PRL nie
może wyjść nic dobrego. Tak myśli pewna liczba ludzi.
Nie potrafi jednak myśleć w ten sposób niżej podpisany. Nie potrafi zaś
dlatego, że od lat dwudziestu spodziewał się doczekać za swego życia upadku
socjalizmu. Spodziewał się, gdyż obserwował kolejne etapy zanikania
socjalizmu. Dokonywały się one z jednej strony pod presją społeczną, z
drugiej zaś dzięki ustępowaniu ideologii przed realiami ekonomicznymi.
Autorami tych ustępstw byli ludzie, którzy się przyczynili do uformowania
obozu zwącego się dzisiaj SLD.
Trzeba więc uważnie badać, ile w tych ludziach jest lewicowości, którą
na nich wymusza ich oficjalna frazeologia, ile zaś realnego interesu w
budowaniu gospodarki wolnorynkowej. Oto, przykładowo, kolejne etapy
odchodzenia od socjalizmu.
Początkiem był Październik 1956. Nie tylko w warstwie politycznej;
także w ekonomicznej, jak wstrzymanie kolektywizacji wsi. Albo ten fakt
drobny lecz znamienny, że zwalnianym UB-kom ułatwiano zakładanie prywatnych
firm.
O następnym etapie
milczą rozprawy historyczne, lecz winien on zająć miejsce poczesne: to
genialna idea exportu wewnętrznego, obleczona w ciało "Pewexu" pod koniec
lat 50-tych. Był to znak, że zaczyna się odróżniać pieniądz, tj, dolar, od
nie-pieniądza tj. socjalistycznej złotówki. Wprawdzie towarzysze radzieccy
już wcześniej stworzyli sklepy dewizowe, ale tylko ,,dla innostranców'' (jak
ten na Arbacie, uwieczniony w "Mistrzu i Małgorzacie" przez Bułhakowa).
Urokiem polskiej drogi do (czytaj OD) socjalizmu było danie własnym
obywatelem przywileju operowania realnym pieniądzem. A więc czymś, czemu
odmawiała realności ,,jedynie naukowa'' ekonomia polityczna socjalizmu.
O kolejnym ważnym
zdarzeniu wiedzą nieliczni. Kto otworzy obecny Kodeks Handlowy, ujrzy
datę, od której jest on obowiązującym aktem prawnym: 27 czerwca 1934. Co to
ma znaczyć? Więc nie uchwalono go po roku 1989? Jeśli nie wtedy, czy to
znaczy, że obowiązywał przez cały czas PRL? Istotnie, ten typowo
kapitalistyczny akt prawny, dotyczący spółek handlowych (akcyjnych etc.)
obowiązywał przez cały czas PRL, najpierw dlatego, że nie zabrano się do
jego unieważnienia, a od roku 1964 dlatego, że wtedy potwierdzono go za
pomocą zręcznej procedury prawnej. Stąd ważność tej daty w procesie
odchodzenia od socjalizmu. Wprawdzie zrazu mało bylo sposobności, żeby robić
z KH użytek. Ale to, że był już gotowy, miało istotne znaczenie dla tempa
transformacji gospodarczej w Polsce.
Wróćmy do przesławnych Gierkowskich długów. Odszedł Gierek, a z tym
spadkiem po nim coś trzeba było zrobić, przecież było tego prawie po tysiąc
dolarów na głowę Polaka, z niemowlętami włącznie. W miarę posuwania się w
latach 80-tych, przybywało w naszej prasie artykułów o dwóch mądrych i
szlachetnych instytucjach, którym na imię "Międzynarodowy Fundusz Walutowy"
oraz "Bank Światowy". W nich była nadzieja, że nie zginie Polska, choć coraz
mniej nadziei, że nie zginie socjalizm.
Instytucje te mają bowiem zwyczaj pomagania tylko tym krajom, które się
podejmują uzdrowić swą gospodarkę. Od jakiej choroby? Nie było już
wątpliwości, że chodzi o chorobę mającą ognisko w principiach Marksa i
Lenina.
Przyszedł wreszcie
dzień 1 stycznia 1989. Nie zgadzam się z Joanną Szczepkowską, że socjalizm
skończył się w pół roku później, 4-go czerwca. Skończył się dokładnie w noc
sylwestrową zaczynającą ten rok, ponieważ od północy obowiązywała ustawa
uchwalona 23 grudnia 1988, która odmieniła kraj.
Do tych zdarzeń nawiązuje wypowiedź Leszka Balcerowicza będąca głosem w
dyskusji na temat liberalizmu na łamach "Rzeczpospolitej" (dodatek "+Plus -
Minus", 23-24 listopada 1996). Na pytanie redaktora Jana Bazylego Lipszyca,
kiedy w minionych latach było więcej, a kiedy mniej liberalizmu,
Przewodniczący UW odpowiada.
Tak się paradoksalnie składa, że po paru latach rządzenia przez nowych
ludzi wrócił do władzy ten obóz, którzy najpierw montował socjalizm, a potem
go demontował, nawet jeśli niechcący. Czynił to np. przez rokowania z
Bankiem światowym, czy przez ustawę z 1-go stycznia 1989. I oto nasuwa się
pytanie z naszego tytułu. Czy wolno się z nimi zadawać przyzwoitym ludziom,
to jest tym, którzy się nigdy nie zgłaszali na ochotnika do budowy
socjalizmu?
Czy ci nowi mają tych nowo-starych kategorycznie odrzucać jako partnerów
w budowaniu gospodarki? Odrzucać dlatego, że kiedyś wyznawali ustami
doktrynę socjalizmu? Czy też może dopuścić myśl o współpracy, dopuścić z
tego względu, że ostatecznie od tej doktryny odstąpilili?
Druga odpowiedź jest tą, na którą się zdecydował zmarły przed paru
tygodniami Andrzej Bączkowski, wybitny działacz "Solidarności", który jako
jedyny z kręgów opozycji zgodził się być ministrem (pracy i spraw
socjalnych) w rządzie koalicyjnym SLD i PSL. Zdecydował się w przekonaniu,
że kolosalne dzieło reformy systemu ubezpieczeń, od którego zawisła
przyszłość gospodarcza Polski, nie da się zrealizować za pomocą tylko
przemówień programowych. Że trzeba się włączyć z tymi siłami, jakimi się
samemu dysponuje. Konieczne jest przekonywanie do swych racji w toku
podejmowania konkretnych decyzji. To jednak wymaga wejścia do grona
decydentów - także i wtedy, gdy nie można się w nim znaleźć z tytułu
wygranych wyborów.
Ci, co od partnerów politycznych wymagają zacnej genealogii opowiadają
się po tej stronie, którą w "Panu Tadeuszu" (księga I) reprezentuje Sędzia.
Przygania on ziomkom, którzy zaprzestali pytać, na ile szlachetne jest
pochodzenie tych, z którymi się zadają. Oto ich minimalistyczna reguła.
Czy jednak nie należy poprzestać na tym mniejszym wymaganiu, które
gani Sędzia jako małoduszne: byle nie szpieg (obcego rządu) i
byle nie w nędzy? To drugie znaczy tyle, że sprawy ekonomiczne kraju
stawia się na pierwszym miejscu - jak w haśle wyborczym UW:
gospodarka przede wszystkim!
Kto ma rację? "Kurier" stanowi forum dla szukania odpowiedzi.
Ten kolokwialny zwrot tytułowy wyraża w codziennej polszczyźnie problem, dla
którego brak określenia w polskim słowniku politycznym. Trzeba więc dopiero
dopracowywać się pojęć pomocnych w podejmowaniu właściwych decyzji. Decyzji,
czy ma się współdziałać dla jakiejś sprawy nadrzędnej z kimś, kto jest w
innych sprawach przeciwnikiem. Amerykanie mają maksymę: If you can't beat them, join them. ,,Jeśli nie
możesz ich pobić, przyłącz się do nich''. A co zrobić, jeśli pobić by się
przeciwnika dało, ale jego siły są konieczne w realizacji państwowej racji
stanu? Jak nazwać cechę, która skłania do takiego łączenie sił? Jak nazwać
cechę jej przeciwną? Nie wymyślamy tu wprawdzie nazw, ale zwracamy uwagę na
rzeczy, które będą w takiej refleksji pomocne.
Tej sprawie poświęcamy felieton pod
tym samym tytułem.
Por. esej o niereformowalności socjalizmu.
Stanowi ona, że podejmowanie i prowadzenie działalności
gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach.(Art. 1)
Definiuje ona działalność gospodarczą jako taką, która jest prowadzona na
własny rachunek prowadzącego ją podmiotu, oraz dopuszcza jako podmioty
wszystkie osoby fizyczne i prawne. (Art.2) Zrównuje też podmioty gospodarcze
w prawach i obowiązkach. (Art.7).
Nareszcie MFW i Bank Światowy mogły rozmawiać z Polakami jak z dorosłymi
ludźmi.
Nie ma jednolitej tendencji. Na przełomie 1989-1990 nastąpiło
zasadnicze rozszerzenie tych swobód, usuwane były ograniczenia ustanowione
przez państwo. Trzeba też przypomnieć, że pewne ważne
kroki zostały zrobione rok wcześniej.
Tak więc historia dochodzenia do prawdziwej gospodarki ma dwa wątki.
Najpierw były próby reformowania socjalizmu z pozycji socjalizmu, które
musiały doprowadzić do jego upadku. Potem było budowanie nowej
rzeczywistości gospodarczej przez nowych ludzi, których w symbolicznym
skrócie reprezentuje nazwisko "Balcerowicz".
Dziś człowieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi?
Z kim on żył, co porabiał? każdy gdzie chce wchodzi.
Byle nie szpieg rządowy i byle nie w nędzy.
Zachęcamy do wypowiedzi na adres: kp-uw@saxon.pip.com.pl .