?
Niech znak zapytania świadczy, że autor dobrze się domyśla reakcji
Czytelnika: dlaczego właśnie ta liczba?
Hegel jednak wiedział, co mówi, nawet jeśli zbogaceni o póżniejszą
wiedzę przesuniemy tę datę za Fukuyamą o prawie dwa wieki (w Polsce możemy
ją nawet sprecyzować jako przedział czasowy między 1 stycznia i 4 czerwca). Zarówno u Hegla jak u
Fukuyamy ,,koniec'' nie oznacza jakiejś apokalipsy, a przeciwnie, nastanie
epoki najlepszej z możliwych, na jaką stać historię. I w tym sensie
ostatecznej. Wedle Fukuyamy zaczyna się ona z upadkiem komunizmu, który był
ostatnią zaporę przeciw triumfowi liberalnej demokracji, wolnego rynku oraz
umysłowości naukowej.
Ale i Hegel miał swoje powody, by wymieniać rok 1806. Za fakt w tym
roku przełomowy uznał bitwę pod Jeną, w której Napoleon rozgromił
armię pruską. Oto, co pisze o tym Fukuyama (s.117).
Reformy [w Prusach, po klęsce 1806] realizowano pod wpływem
przekonania, że Napoleon odniósł tak łatwe zwycięstwo, ponieważ państwo
pruskie jest zacofane i całkowicie wyobcowane we własnym społeczeństwie.
Przekształceniom armii, związanym między innymi z powszechnym poborem [co
oznaczało koniec resztek feudalizmu - WM], towarzyszyło wprowadzenie kodeksu
[prawa cywilnego] Napoleona, co, zdaniem Hegla, było znakiem wkroczenia
Niemiec do nowoczesności.
W tymże roku 1806, trzeba dodać, nastąpił - także za sprawą Napoleona -
koniec Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a więc koniec tysiącletniej
(gdy liczyć od Karola Wielkiego) epoki w Europie. Zaczynała się epoka
wolności, równości obywatelskiej i ekspansji nauki. To ostatnie - jako
zjawisko polityczne - ma znowu doskonałą ilustrację w Prusach, o czym już
była mowa w tym cyklu. Powołanie Hegla
na katedrę uniwersytetu w Berlinie - warto wspomnieć - było częścią
wielkiego zamysłu wydźwignięcia nauki w Prusach, przyświecającego reformom
Wilhelma von Humboldta.
Nie ma powodu, by kwestionować opinię Hegla dlatego, że po roku
1806 był jeszcze 1815 i cały wiek prób restaurowania starego monarchicznego
porządku. Nigdy nowa epoka nie zaczyna się ze wschodem słońca dnia
następnego po ustaniu poprzedniej. Wszak początek epoki nowożytnej w
Europie jedni liczą od upadku Konstantynopola, inni od wynalazku druku,
jeszcze inni od odkrycia Ameryki. Takie operowanie datami ma sens jako
wyraz oceny, co uważa się w procesie historycznym za najbardziej doniosłe.
Przyjmijmy więc w takim sensie, że w okolicach roku 1990 zakończył się
jakiś wielki dział historii. Czy miałby to być jakiś kres defitywny? Można
się zgodzić, że w dostępnej dla naszej wiedzy perspektywie nie rysuje się
lepsza formacja niż demokracja liberalna, która w tym wieku przezwyciężyła
totalitaryzmy i dyktatury, wieńcząc swe triumfy pokonaniem komunizmu.
Argumenty Fukuyamy mają w tej kwestii dużą moc przekonywania, ale im lepszy
argument, tym większe zarazem daje szanse dobierania do niego
kontrargumentów. Ta dialektyczna perspektywa zachęca do studiowania
Fukuyamy.
Zanim naszkicujemy tę intrygę problemową, warto przytoczyc
pewien fakt z działalności pozapisarskiej Fukuyamy, przydający wiarogodności
jego pisarstwu jako filozofa historii. Znajdujemy ten fakt w innej książce
(poświęcimy jej osobną uwagę), mianowicie wielkiej monografii procesu
jednoczenia Niemiec, którą napisał Timothy Garton Ash pt. In Europa's
Name. Germany and the Divided Continent, 1993.
Był koniec roku 1989. Upadł już mur berliński, ale politycy Niemiec
Zachodnich jeszcze nie byli zdecydowani, czy jego konsekwencją będzie pełne
zjednoczenie Niemiec, czy jakaś więź dwóch organizmów państwowych. W
poglądzie, że realne jest zjednoczenie wyprzedzili ich dwaj politycy
amerykańscy, z ktorych jednym był Vernon Walters, ambasador USA w Bonn, a
drugi nazywał się Francis Fukuyama.
Fukuyama, będąc w ścisłym kierownictwie Zespołu Planowania Politycznego
Departamentu Stanu USA, pełnił, jak pisze Ash, rolę stratega amerykańskiej
polityki zagranicznej. Diagnoza o realności zjednoczenia Niemiec skłoniła
administrację Busha do parcia w tym kierunku i udzielania w tej mierze
jednoznacznego poparcia kanclerzowi federalnemu.
W tamtym epizodzie sprawdził się Fukuyama jako filozof historii. Spełnił
on kryterium kompetencji sformułowane przez Norwida - najbardziej ufającego
tym, co oglądają historię z marszu, w którym sami uczestniczą (,,I stąd
największym Cezar historykiem, który dyktował z konia, nie przy biurze'').
Specjalnym powodem zajęcia się tu książką Fukuyamy jest to, jak wiele
rzuca ona światła na ekonomiczne i polityczne skutki uprawiania nauk
przyrodniczych. Wedle autora, kierunek i przebieg historii politycznej jest
wyznaczony przez proces rozwoju nauk przyrodniczych. Ten pogląd, zrazu może
zaskakujący, po dokładniejszym zbadaniu okazuje się mieć solidne podstawy.
Ale na dokładniejsze zbadanie trzeba osobnego miejsca i czasu. Odkładamy je
więc do osobnego szkicu, dla ktorego stosownym miejsce będzie cykl
caeterum censeo.
Równie wielkim wkładem Fukuyamy do teorii liberalizmu jest hipoteza, iż
ma ona dwie odmienne genealogie filozoficzne. Operując skrótowym
odniesieniem do narodowości, jedną genealogię nazwałoby się anglosaską,
drogą zaś francusko-niemiecką. Pierwsza sięga do Hobbesa i Locke'a oraz
ideologów demokracji amerykańskiej, druga zaś wywodzi się od Hegla
zafascynowanego myślą francuskiego Oświecenia i jej upowszechnieniem
w Europie przez podboje Napoleona.
Jakie są ich istotne rysy wedle Fukuyamy, jakie stąd wyciąga on wnioski
o końcu historii oraz praktyczne konkluzje co do urządzenia życia
politycznego - to tematy do osobnego eseju, na który przyjdzie pora
niebawem. Będzie tam też miejsce na prześledzenie obecności obu wątków we
wspólczesnje myśłi politycznej w Polsce. Uchylając nieco treści tego
przyszłego eseju, można już powiedzieć, że mamy dziś w Polsce wymownego
rzecznika liberalizmu w stylu heglowskim, mianowicie Józefa Tischnera, odnoszącego tak rozumiane idee
do ruchu ,,Solidarności''.
Nie poprzestaniemy na streszczeniach i adaptacjach dzieła Fukuyamy.
Zasługują one na analizę natury krytycznej zarówno w warstwie należącej do
historii filozofii, jak i tej, która należy do filozofii umysłu i
psychologii. By konkretniej zapowiedzieć analizę krytyczną, wspomnijmy, że
Fukuyama charakteryzuje społeczeństwo kapitalistyczne jako pozbawione ducha
walki motywowanej przede wszystkim ambicją (jak to było w feudalnym etosie
rucerskim). Wystarczy poczytać życiorys Billa Gatesa, by zobaczyć, jak mija
się ta konstatacja z rzeczywistością. Ale nie uprzedzajmy za wiele. Ciąg
dalszy nastąpi.