Do spisu treści nr 3'96
Jesienne wiatry historii
|
Łączymy w jednym numerze ,,Kuriera'' trzy jesienne miesiące, bo tak się
składa, że nie tylko w pogodzie wie lkie wiatry wieją jesienią. Także w
najnowszej historii. A że wiatry splotły się w jeden wir, trudno ich
kierunki śledzić z osobna.
Metafora meteorologiczna ma tu nawet więcej sensu niż podpowiada nasz
język potoczny. A to dlatego, że ekspansywna nowa nauka na przecięciu
fizyki, matematyki i filozofii, zwana teorią chaosu, poczęła się z
badania zjawisk meteorologicznych, a rychło doczekała się uogólnienia na
procesy społeczne i historyczne. Dotyczy ona nieobliczalności, cechującej
jakże wiele procesów tego świata. Jej symbolem jest właśnie wiatr. [ por. ,,komentarz na gorąco'' z 9 lutego 1997]
Idea efektu motyla wywarła znaczący wpływ na kompozycję tego numeru.
Pomaga ona zrozumieć np. ten efekt, że jedno celne powiedzenie zaczyna
zataczać coraz szersze kręgi i formuje świadomość społeczną, stając się
współczynnikiem sprawczym wielkich procesów historycznych. W roli motyla
występuje u nas Jacek Kuroń ze swym słynnym powiedzeniem o niereformowalności socjalizmu. To był ten jeden z
drobnych ruchów, które sie wpisały w proces zaczęty rewolucją 1917 i
zakończony rozpadem Związku Radzieckiego.
Tekst na ten temat poprzedzony jest przez
systematyczne studium (pozyskane z zasobów Internetu) pióra Gerharda
Simona, dyrektora placówki badawczej w Kolonii zajmującej się problematyką
Związku Radzieckiego i państw poradzieckich. Opowiada ono historię państwa i
ideologii od owych dni października 1917 po dni dzisiejsze, śledząc procesy
upadku i rozpadu.
W rozważaniach Simona nie ma wzmianki o tych procesach, które zachodziły
w sferze radzieckiej dominacji w Europie Wschodniej, a przyczyniały się do
podkopania tej dominacji. Taką perspektywę wyznacza specjalizacja i
przedmiot badań autora, tym bardziej jednak zachodzi potrzeba dopełnienia
obrazu.
Służy temu tekst bądący aktualną publicystyką, a zarazem mający wagę
historycznego dokumentu - wspomnienia Lechosława
Goździka, partnerskiej względem Wiesława Gomułki postaci polskiego
Października. To w wielkiej mierze dzięki niemu polski Październik stał się
mocną ripostą na tamten pierwszy - rosyjski.
Towarzyszy temu tekstowi felieton Stefana
Bratkowskiego dotyczący pewnego ważnego momentu tegorocznych obchodów
40-tej rocznicy polskiego Października. Ponieważ rzuca on wiele światła na
polską teraźniejszość polityczną, skorzystaliśmy ze zgody Autora na przedruk
za ,,Rzeczpospolitą'', podobnie jak skorzystaliśmy z jego pomocy w
pozyskaniu wspomnień L. Goździka, opublikowanych wcześniej w tymże
dzienniku. Dorzuciliśmy do jego refleksji nasz
redakcyjny komentarz.
Stefanowi Bratkowskiemu zawdzięczamy także utwór związany z listopadową
rocznicą niepodległości. Jego perspektywa
historyczna i aparat pojęciowy do myślenia o polityce są dokładnie tym,
co chce oferować nasz miesięcznik. Radzi byśmy w przyszłości tę tematykę
pracy organicznej uzupełnić o problem, dla którego by trzeba nowego pojęcia
- ,,patriotycznej kolaboracji z zaborcą czy z hegemonem (będzie ono
potrzebne i do obrachunku z PRL-em do czego nawiązuje jeden z naszych redakcyjnych felietonów).
Warto więc dorzucić do tez Bratkowskiego ten fakt, że opisane przezeń
szykowanie administracji dla przyszłej Polski, prowadzone w Warszawie od
roku 1916, stało się możliwe dzięki istnieniu wpółpracującej z Niemcami Rady
Regencyjnej (jej też zawdzięczamy m.in. narodziny polskiego Dziennika
Ustaw). Taka kolaboracja z pozycji politycznego podmiotu, słabszego lecz
realizującego cele własne, jest jedną z dróg do niepodległości. O czym też
warto pamiętać w listopadową rocznicę.
I o tym także, że gdyby istniała silna Rosja sprzymierzona z Anglią i
Francją, a więc gdyby jej siły i sojuszów nie podkopał rok 1917, nie byłoby
szans na niepodległość Polski w roku 1918. Rozumiał to Piłsudski, gdy wbrew
presji mocarstw zachodnich odmawiał pomocy dla carskich generałów, życząc
Rosji komunizmu, który by na zawsze podciął jej potęgę. 11 listopada to
dobry dzień, by uczyć się od pierwszego Marszałka takiej siły widzenia.
Stał się nim jako wyraz rodzącej się, od lat 60-tych, świadomości, że bardzo
drobne różnice w stanie wyjściowym (input) mogą dawać kolosalne
różnice na wyjściu (output). Po raz pierwszy pojawiła się ta
świadomość za sprawą badań Edwarda Lorenza nad pogodą, stąd w meteorologii
powstał pół żartobliwy zwrot ,,efekt motyla''. Wyraża on myśl, że
drobny ruch skrzydeł motyla przelatującego gdzieś nad Pekinem może
zapoczątkować narastające ruchy i wiry powietrzne, które za miesiąc
wywołają tajfun nad Nowym Jorkiem.